niedziela, 28 grudnia 2014

MERRY CHRISTMAS!

Święta, Święta i po Świętach! Ach jak te cztery dni wolnego szybko zleciały! Ale to chyba według zasady, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Bo Boże Narodzenie mięliśmy super! Rozpoczęliśmy je w czwartek, gdyż Amerykanie nie obchodzą wigilii. Pobudka o 7 rano! Katie zapukała do moich drzwi mówiąc, że muszę wstawać bo Mikołaj był w nocy i trzeba otworzyć prezenty! A w naszym domu panuje zwyczaj, że otwieramy prezenty dopiero wtedy, kiedy wszycy zbiorą się przy choince. Więc poprosiłam ją o 5 minut, szybko się ogarnęłam i zeszłam na dół, aby zobaczyć, że cały living room jest wypełniony podarkami! Oczywiście dziewczyny były na maxa podekscytowane i ciekawe co się ukrywa pod pięknymi, świątecznymi opakowaniami.

fot. źródła własne

Rozpakowywanie, zabawy oraz cieszenie się prezentami zajęły nam dosłownie ponad 3 godziny! Z racji tego, że byłam w tym roku grzeczna, Mikołaj obdarował także mnie. Dostłam statyw na mój aparat fotograficzny oraz piękny szal! Oczywiście moja radość była ogromna bo zastanawiałam się nad zakupem tripodu więc Mikołaj sprawił mi świetną niespodziankę! Dzień spędziłam na skype z moją ukochanką Rodzinką w Polsce, później poszłam pobiegać bo na dworze była piekna pogoda, a wieczorem przyszli do nas goście. Brat mojego hosta z rodziną oraz koleżanka mojej hostki wraz ze znajomym i psem. A więc nawet i nasz Ginger miał kompana do zabawy. Wieczór pełen pysznego jedzenia, żartów, uśmiechów i radości. Prawdziwie cudowny dzień, w którym znaczną część spędziłam na docenianiu, że naprawdę jestem szczęściarą!

fot. źródła własne

W miątek z koleżanką Martą wybrałyśmy się poświąteczne wyprzedaże! Miałam wrażenie, że wszyscy ludzie w San Francisco opuścili swoje domy i poszli na zakupy! Crazy Americans! Kupiłam sobie kilka nowych rzeczy, znacznie taniej niż gdyby nie były one przecenione i w sumie jestem zadowolona. Weekend też miły, spędzony w towarzystwie znajomych i na clubbingu.

Mój american dream trwa, a ja się cieszę i czerpię garściami z tego co daje mi program Au Pair in America. Ciągle powtarzam, że jestem szczęśliwa i wdzięczna sobie, że zdecydowałam się na ten wyjazd a tekże przedłużenie przygody o kolejny rok. Te dwa lata są jak dotychczas najlepszym okresem mojego życia i nie zamieniłabym go na żaden inny!! Jeszcze pora na zrobienie posumowania tego roku i mogę zaczynać kolejny, 2015, z radością planując ostatnie pół roku bycia w programie.

niedziela, 21 grudnia 2014

GINGER I ŚWIĘTA!

Więc stało się!! Mamy nowego członka rodziny. Mamy psa! Ginger bo takie jest jej imię, jest mała, słodka i urocza. I sika wszędzie, gdzie popadnie :P Przyjechałą do nas w piątek i jest już z nami od trzech dni. Oczywiście uwaga wszystkich skupiona jest na niej. Katie i Emma są zakochane i ciągle chcą się z nią bawić. Czasem nawet mam wrażenie, że Katie zapomina, że Ginger to nie zabawka, tylko prawdziwe, żywe stworzenie hehehe. Więc potrafi ją nosić godzinami, zagłaskiwać, rozmawiać z nią :D Fajnie się to wszystko ogląda. Ginger jest malutka, uwielbia się bawić, spać na kolanach i byc głaskana. Nie lubi natomiast jak zostawia się ją samą. Wtedy zaczyna po swojemu płakać, szczekać i jest strasznie nieszczęśliwa. Jednak będzie się musiała do tego powoli przyzwyczaić bo przecież każdy z nas ma swoje zajęcia, pracę, szkołę. No ale prawda jest taka, że jest taką naszą maskotką, oczkiem w głowie. Fajne jest to, że przyjechała do nas w czasie, kiedy dziewczyny mają przerwę świąteczną więc są w domu i mogą się nią zajmować. Dzięki temu Ginger może się szybciej oswoić z nowym środowiskiem życia. Dla mnie ta sytuacja też jest nowa bo nigdy w życiu nie miałam zwierzęcia więc nowe wyzwanie na nowy rok! I w sumie się na nie cieszę :)

fot. źródła własne

No właśnie, rok dobiega końca. W środę już Wigila, w czwartek i piątek Święta Bożego Narodzenia. Ciąge jakoś to do mnie nie dochodzi, że rok 2014 dobiega końca. A może nieświadomie chciałabym go zatrzymać właśnie dlatego, że był to mega fajny rok mojego życia? Dziewczyny mają czas wolny od szkoły więc do środy jestem z nimi w domu. Następnie mam 4 dni wolnego! Ulalala! Już się na nie cieszę! Tak jak co roku planuję zrobić podsumowanie minionego czasu, a także zaplanować kolejne wyzwania w nadchodzącym 2015. Jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałabym zrobić i zobaczyć w Ameryce, że jedyne czego się obawiam, to tego, że zabraknie mi na to wszystko czasu.

fot. źródła własne

Mikołaj, za którego w tym tygodnniu się przebrałam, prezenty już pokupował. Było to nie lada wyzwanie, znaleźć coś odpowiedniego dla każdego członka mojej amerykańskiej rodziny, ale się udało. Prezenty zapakowane czekają na swoje lądowanie pod choinką. Ale to dopiero w czwartek. Cieszę się na te święta i w zasadzie już nie mogę się ich doczekać. Lubię San Francisco oświetlone lampkami, lubię choinkę na Union Square i nawet lubię świąteczną listę przebojów, która rok w rok wydaje się być taka sama! I życzę sobie aby moje drugie amerykańskie święta jako Au Pair in America były nie mniej niż cudowne! Wam też tego życzę :)

niedziela, 14 grudnia 2014

THE STORM IS OVER NOW

W tym tygodniu non stop padało! W dodatku cała San Francisco Bay Area przygotowywała się na ogromny storm, który miał mieć miejsce w nocy ze środy na czwartek i swoją kontynuację w czwartek! Wichura wraz z ulewą. Straszono nas w telewizji, w radio, w internecie. Po prostu wszędzie! Mówiono, że trzeba się przygotować bo będzie to największy storm od kilku lat, z realnym zagrożeniem powodziowym. Ja oczywiście ze strachu trzęsłam portkami!!! Wszystkim moim najbliższym wiadomo,  że panicznie boję się potężnego wiatru i nie znoszę tego jęku, który dochodzi zza okna. Szczerze tego nieznoszę! Moja jedyna (i co z tego, że dziwna :P) fobia. No, ale się psychicznie szykowałam na te katusze bo co innego mogłam zrobić? :P Nawet moim dzieciom oddwołano lekcje i pozamykano szkoły, co, w moim odczuciu, jedynie czyniło sytuację jeszcze bardziej dramatyczną.

fot. źródła własne

Chciałam nawet włożyć sobie zatyczki do uszu, aby tego wszystkiego nie słyszeć... i nie widzieć :D Jednak moja artystka Katie wszystkie pokolorowała w ramach swoich gier i zabaw :P. Więc pomyślałam o wacie, hehehe, jednak później się opamiętałam, postanowiłam być odważna i pójść spać jak normalny człowiek. Co też zrobiłam. Obudziłam się kilka razy  nocy bo troszeczkę wiało. Jednak w żaden sposób nie przypominało to wichury, którą nas straszyli. Zwykły wiatr. Natomiast ulewa trwała cały czwartek i z tego co wiem, to trochę miejsc faktycznie podtopiło, ale jako takiego dramatu, którego każdy się spodziewał - nie było. Dobrze jest się pozytywnie rozczarować!

fot. źródła własne

W weekend na szczęśćie padać przestało! Między innymi przez to zaliczam go do bardzo udanych. Był on radośnie imprezowy. W piątek poszłam z koleżankami 'operkami' zagrać w beer ponga :D Odkąd tu przyjechałam jestem pod ogromnym wrażeniem amerykańskich rozrywek :-D Zwłaszcza, że w tym barze, do którego poszliśmy, normalnie odbywały się zawody, tak zwany "beer olympics". Przezabawny wieczór! A wczoraj Satacon czyli mnóstwo Mikołajów wyszło na ulice! Ja też ubrałam się w czerwoną kieckę i założyłam czerwoną mikołajkową czapkę ;-) Oh to tylko mi przypomina, że święta już tuż tuż. Ale także uzmysłowiło mi, że zeszłoroczny Santacon był jakby wczoraj, a to już minął dokładnie rok! Mój piękny rok jako Au Pair in America ;-)

niedziela, 7 grudnia 2014

SMALL, MIDDLE, BIG, BIG, HUGE.

Tydzień po Thanksgiving a w mieście już czuć atmosferę świąt Bożego Narodzenia. I musze powiedzieć szczerze, że pierwszy raz od dawna mam na nie ogromną ochotę i cieszę się, że wkrótce nadejdą! I słucham sobie Franka Sinatry 'Have yourself a Merry Little Christmas" i czuję moc amerykańskich świąt! Lubię to! I choć w mieście nie ma śniegu, a ostatnimi czasy pogoda najbardziej przypomina jesienną gdyż deszcz pada, pada i nie może przestać, to jednak wieczorem pozapalane lamki na domach, drzewach, a także choinki w mieście tworzą pewną magiczną całość, która chywta za serce.
fot. źródła własne

W tym tygodniu, gdy szykowałam dla nas obiad, poprosiłam Katie, aby narysowała naszą rodzinę. Po czym poprosiłam ją także, aby narsowała naszą rodzinę w nadchodzące święta. Jako, że moja 5,5 latka jest artystką (jak sama siebie nazywa!), wyzwanie przyjęła z ogromną radością! Dodam także, że my z Katie bardzo czesto droczymy się w myśl powiedzenia: 'kto się lubi, ten się czubi!'. Gdy ja sobie wesoło gotowałam w kuchni, Katie zawołała mnie mówiąc, że rysunki są już gotowe. Więc oderwałam się od mich czynności i poszłam zobaczyć te arcydzieła. Udając się w jej kierunku widzę ogromnego banana na tej małej słodkiej buzi i czuję, że coś się szykuje. Jakże gromkim, aczkolwiek radosnym śmiechem wybuchnęłam, gdy zobaczyłam rysunek. Katie oczywiście była bardzo uradowana moją reakcją, a jeszcze więcej radości przyniosło jej opisywanie swojego pierwszego picture: 'so here we are small, middle, big, big and huuugeee hahahahahhaha' :-D Oczywiście HUGE dotyczyło mnie bo jestem najwyższa w rodzinie. Taka to własnie jest moja mała cheeky monkey! Dodatkowo na rysunku można zobaczyć psa. I to jest nowość w naszym domu. Na święta spodziewamy się nowego członka rodziny: PSA! Oczywiście wszyscy są podekscytowani i z niecierpliwością czekają na małego puppy. Dla mnie to też będzie nowe doświadczenie. Nigdy nie miałam psa ani innego zwierzęcia domowego. Ale cieszę się na to nowe doświadczenie!

fot. źródła własne

Poza tym wszystko u nas w najlepszym porządku. W tym tygodniu ciągle padało więc poza rutynowymi obowiązkami dużo czytałam, ogądałam  filmy, ćwiczyłam ale także medytowałam! Tak, od jakiegoś czasu staram się medytować, wyciszać wewnętrznie i mimo, że cieżko jest nie-myśleć, to medytacja dużo mi daje. Jestem spokojniejsza, bardziej opanowana, zdystansowana, bardziej odpowiadam na to, co się wydarzy niż reaguję. I to wszytko pomaga mi w codziennym życiu, a przede wszystkim funkcjonowaniu z moim sweet little monster Katie ;). 

fot. źródła własne

Dziś pogoda ładna więc po porannym biegu wybieram się z kolegami do kina na film "Wild". I tak właśnie się toczy moje słodkie życie Au Pair in America -n dream ;-)))))

czwartek, 27 listopada 2014

THANKSGIVING!!

Dzisiaj, w Ameryce obchodzone jest Święto Dziękczynienia czyli popularne Thanksgiving. U większości Amerykanów na stole zagości dziś indyk, ale nie u nas! My nietypowo zjemy jagnięcinę z zapiekanymi w sosie ziemniakami! Już mi na to cieknie ślinka!!! I tak sobie pomyślałam, że właśnie dzisiaj jest bardzo dobra okazja, aby podziękować za wszystko dobre, co spotkało mnie w Ameryce. Bo mówiąc szczerze spotkały mnie jedynie dobre rzeczy.

radość z życia w SF! fot. źródła własne

Dziękuję sobie za to, że zdecydowałam się wziąć udział w programie Au Pair in America! Dzięki temu, mogę być wdzięczna za wszystko, co wymienię poniżej ;-):

1. Dziękuję za to, że znalazłam wspaniałą host family, z którą żyje i mieszka mi się bardzo dobrze!
2. Dziękuję za to, że mieszkam w najpiękniejszym mieście na świecie jakim jest San Francisco!
3. Dziękuję za to, że opiekuję się dwoma wspaniałymi dziewczętami: Emmą i Katie! Z którymi nie mam w ogóle kłopotów, a jedynie dużo radości i śmiechu!
4. Dziękuję za to, że dzięki trzem powyższym punktom zdeydowałam się przedłużyć program na kolejny rok!
5. Dziękuję za to, że mój angielski z każdym dniem jest coraz lepszy bo program Au Pair in America to najlepsza i najtańsza(!) 'szkoła językowa'!
6. Dziękuję za to, że podczas pobytu w Ameryce mam możliwość poznawania wspaniałych ludzi z całego świata!
7. Dziękuję za swoich tutejszych pzyjaciół, kolegów, koleżanki i znajomych, którzy wprowadzają dużo radości do mojego codziennego życia!
8. Dziękuję za to, że mając sporo czasu wolnego odkryłam w sobie i mogę realizować swoje nowe pasje, miedzy innymi bieganie i fotografowanie!
9. Dziękuję za kurs fotografii, który mogłam zrealizować dzięki uczestnictwu w programie!
10. Dziękuję za to, że jesli tylko chcę każdy dzień mogę rozpocząć od biegu przez Golden Gate Park zakańczając go na pięknej plaży Ocean Beach!
11. Dziękuję za pogodę w San Francisco, gdzie przez cały rok aura waha się między wiosenno-letnio-jesienną.
12. Dziękuję za wszystkie podróże, małe i duże, które miałam okazję odbyć w Ameryce, ale także za te, które dopiero przede mną!
13. Dziękuję za to, że miałam okazję zobaczyć wspaniałe, przepiękne, zapierające dech w piersiach miejsca! Parki Narodowe i Kaniony jak Grand Canyon, Bryce Canyon, Zion National Park, Yosemite i wiele wiele innych!

szczęśliwa, Grand Canyon fot. źródła własne

14. Dziękuję za możliwość doświadczenia życia w innej kulturze.
15. Dziękuję za to, że mam sporo czasu wolnego, który mogę przeznaczyć tylko dla siebie.
16. Dziękuję za to, że wyjazd do Ameryki dał mi okazję do sprawdzenia i poznania siebie.
17. Dziękuję za to, że dziś jestem odważniejsza, bardziej pewna siebie, optymistyczniej nastawiona do życia, pełna wiary w to, że na tym świecie można spotkać mnóstwo dobrych, chętnych do pomocy ludzi!
18. Dziękuję za... jedzenie! :-D Za możliwość spróbowania potraw, których nigdy wcześniej nie jadłam, ale także za to, że moje umiejętności kulinarne są na wyższym poziomie niż były przed wyjazdem :-D
19. Dziękuję za możliwość uczestnictwa w Giant Race oraz w biegu na 10 km w Hollywood, LA.
20. Dziękuję za wszystko, czego uczę się każdego dnia. Za każde wyzwanie, które przychodzi w postaci małych kłopotów.
21. Dziękuję za to, że jestem szczęśliwsza!!!
22. Dziękuję za to, że mój pobyt w Ameryce jest najprzyjemniejszym i najmniej problemowym okresem w moim życiu! Jako au pair mam swój własny pokój, którego nie musze opłacać, mam zagwarantowane wyżywienie, ogólnie wydatki na życie ograniczone do minimum. Jednak dzięki tygodniowemu kieszonkowemu mogę pozwolić sobie na prywatne wydatki takie jak imprezy, wyjazdy, podróże!
23. Dziękuję za każdą imprezę i radość, którą ona mi sprawiła! Za każdą przetańczoną piosenkę i każdeg wypitego drinka z nowymi, ciekawymi ludźmi!

party time! fot. źródła własne

24. Dziękuję za wszystkie nowe doświadczenia i rzeczy, których wcześniej nie robiłam: przelot helikopterem nad Grand Canyon, przejażdżka motocyklem czy kabrioletem po pięknej Highway 1, spanie na dziko pod namiotem - i wiele innych atrakcji, które w mojej pamięci pozostaną do końca życia!
25. Dziękuję, za każdy dzień, który już za mną, ale także te dni, które na amerykańskim kontynencie dopiero przede mną!!
26. Dziękuję za, jak dotychczas, najpiekniejszy okres mojego życia!!

Myślę, że mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale jestem głodna, a i świąteczna kolacja już czeka na stole ;-)  Więc i Wam życzę Happy Thanksgiving ciesząc się, że mogę być wdzięczna za tyle pięknych rzeczy, które mnie tutaj spotkały! ;-)

niedziela, 23 listopada 2014

PORTRETY

Wczoraj oddałam swój final project  i tym samym zakończyłam pierwszy w życiu kurs fotografii! Jako, że pstrykanie zdjęć od zawsze sprawiało mi frajdę, a najlepiej lubię fotografować ludzi robiąc zdjęcia portretowe, postanowiłam zaopatrzyć się w nowy obiektyw potocznie zwany obiektywem portretowym. Zadowolona z siebie, szczęśliwa, że już tyle wiem o robieniu zdjęć :P zrobiłam research w internecie i znalałam dość tani oiektyw, ale z bardzo dobrymi recencjazmi. Zamówiłam na Amazonie. Czekałam tydzień. W końcu przyszedł, a ja uradowana od razu zaczęłam bawić się swoją nową zabawką! Ha! Bo na co tu czekać! Jednak ciągle coś mi nie grało. Zdjęcia nie wychodziły tak ostre, jak powinny. Czytałm w kółko instrukcję, ale ciągle nie mogłam dojść do tego, co jest nie tak. Więc postanowiłam zasięgnąć porady specjalisty i zapytać mojego nauczyciela co tu nie gra. I nagle, on mnie oświecił!! Aż mi się buzia zarumieniła :P, gdy dowiedziałam się, że kupiłam nieodpowiedni do swojego aparatu obiektyw!! LOL. Taki włąśnie ze mnie fotograf! heheheheh bardzo początkujący!! Oczywiście, jak się później okazało, wszystko to z powodu mojego niedopatrzenia, gdyż nie sprawdziłam (a miałam taką okazję!) czy obiektyw pasuje do mojego modelu apratu. Gdy już to jednak uczyniłam, wyrok mojego nauczyciela został potwierdzony: wrong lens. Oddałam. Zamówiłam nowy i znowu czekam. Tym razem jednak wierząc, że nie popełniałam podobnego błędu :P (ze mną to nigdy nie wiadomo! hahaha).

Younis, fot. źródła własne

Niestety ten tydzień do słonecznych nie należał. Do San Francisco zawitała pora deszczowa więc jedyne co mogłam zrobić dla poprawienia sobie humoru w te ponure dni, to kupić nieprzemakające buty :-D! Jednak wczoraj w południe zrobiło się w końcu słonecznie więc zaprosiłam swojego kolegę Younisa na sesję zdjęciową! Jak się bawić w fotografa to na całego! :-D Poszliśmy na spacer do Golden Gate Parku, pstryknęłam kilkanaście zdjęć po to, by największą frajdę mieć dzisiaj podczas ich modyfikowania i ulepszania! Mój kumpel ma najpiękniejszy uśmiech na świecie, a fajnie jest fotografować uśmiechniętych ludzi! A plan mam taki, aby wszystkich swoim bliższym znajomym poznanym w Ameryce podczas programu Au Pair in America zrobić taką małą, amatorską sesję zdjęciową. Już kilku zrobiłam: Younisowi, Marcie, Lenie. Chcę aby oni mięli pamiątkę po mnie, ale także abym ja miała pamiątkę po nich. Fotografia to zatrzymana chwila. A fajnie jest pamiętać, że takich wspaniałych chwil z tymi ludźmi miałam mnóstwo.

Marta, fot. źródła własne

Już za 4 dni będzie Tanksgiving Day! Po raz drugi będę spędzać go ze swoją fantastyczna host family. I tym razem znowu jest za co dziękować! Bo po roku, od ostatniego święta, jestem jedynie szczęśliwsza i jeszcze bardziej wdzięczna za wszystko, co się w między czasie wydarzyło!

Happy Thanksgiving Everyone!! ;-)

niedziela, 16 listopada 2014

POLKI W CALI

Wczoraj byłam na przedostatnich zajęciach z fotografii. Za tydzień mamy nasz final project i.. koniec. Trzydzieści godzin i 10 tygodni spotkań właśnie się kończy. A szkoda bo bardzo polubiłam naszego nauczyciela, nauczyłam się też sporo, ale przede wszystkim jeszcze bardziej zainteresowałam się samym procesem robienia zdjęć. No i wiem już jak obsługiwać moją lustrzankę hahaha :-D No, ale tak poważnie, bardzo fajne zajęcia. Dlatego postanowiłam je kontynuować. Co prawda smuci mnie fakt, że kolejny kurs odbędzie się z innym nauczycielem, bo nasz jest zabawy, wesoły i zna się na rzeczy! Ale kto powiedział, że ona - bo tym razem będzie to kobieta - taka nie będzie? Ciesze się także z tego powodu, że tym razem zajęcia będę miała w środy, od 6:30 do 9:30, więc weekendy pozostaną całkowicie wolne i będę je mogła zagospodarować tak, jak chcę! Mam jedynie nadzieję, że środowe fotografowanie nie będzie mi kolidowało z pracą Au Pair in America. Jednak rozmawiałam już z moimi hostami i stwierdziliśmy, że damy radę wszystko pogodzić! I super bo każdy jest zadowolony. Jednak na kolejny kurs musze jeszcze trochę poczekać bo zaczynam go dopiero w marcu. Więc teraz pozostaje mi jedynie praktykować to, czego nauczyłam się do tej pory!

San Francisco, fot. źródła własne

Wczoraj miałam bardzo miłe spotkanie z dziewczyną z Polski, która od kilku lat mieszka w Kanadzie. Przyjechała zwiedzić Kalifornię. Oczywiście świat jest mały, a i wszystkich można znaleźć w Internecie :-D także i ona w taki oto sposób znalazła mnie. Poszłyśmy na obiad do tajskiej restauracji, następnie na spacer po downtown, financial district oraz Embarcadero, by na koniec udać się do jednego z barów na Pok Street. Bardzo miłe spotkanie! 

San Francisco, fot. źródła własne

I właśnie to jest fajne w byciu Au Pair in America. Poznawanie ludzi z całego świata, a także z Polski jest tu bardzo łatwe. A co jest najcenniejsze w tych spotkaniach to to, że od każdego można się czegoś dowiedzieć, czegos nowego nauczyć, a także nawiązać nową fajną relację. Człowiek staje się otwarty na drugiego człowieka. Ciekawy jego i jego historii. Bardzo to doceniam i sama po sobie zauważam, że jestem bardziej otwarta na ludzi i świat!

niedziela, 9 listopada 2014

WSTĘPNE PODSUMOWANIA I PLANY

Wstaję dzisiaj rano i czytam mejla od mojego hosta (tak, w sprawach formalnych zazwyczaj piszemy do siebie mejle, a później omawiamy je osobiscie) z pytaniem kiedy będzie mój ostani dzień w programie Au Pair in America. Ta informacja jest mu potrzebna aby ułożyć grafik w pracy na 2015 rok, a zarazem przygotować się na przyjazd nowej au pair, zaoopiekować się nią w tych pierwszych, trudnych dla niej dniach. No więc przeczytałam mejla i zrobiło mi się tak straaaaasznieeee smutno :( Nie, nie z powodu samego mejla, ale z powodu nieuchronności tego, co musi się wydarzyć. Zrobiło mi się przykro bo sama dobrze wiem, że ten dzień kiedyś nastąpi i że czerwiec prędzej czy później i tak nadejdzie. Że mój american dream w programie Au Pair in America dobiegnie końca. I to mnie przeraża, bo ja naprawdę nie chcę, aby to się stało, aby moja przygoda w San Francisco i w Ameryce się skończyła :-(

San Francisco, fot. źródła własne

Jednak w związku z tym, że czy chcę czy nie chcę ten dzień i tak kiedyś nadejdzie, zrobiłam sobie kalendarz odliczający dni do końca pobytu i pokazujący mi zarazem, że muszę ten czas maksymalnie wykorzystać! W najbliższych dniach chcę zrobić plan na kolejne miesiące, ale też podsumowanie tych, co już minęły. Aby zobaczyć jak sytuacja wygląda, co się zmieniło, wydarzyło, jak to wszystko na mnie wpłynęło i co jeszcze mogę zrobić, zmienić, aby maksymalnie wykorzystać ostanie (niestety!!!) miesiące w programie. Jest to też dobry czas na podsumowania ze względu na zbliżający się koniec roku. Bo przecież każdy wtedy wspomina jak było i planuje, co będzie ;-)

San Francisco, fot. źródła własne

To, co mogę powidzieć, a w zasadzie napisać już teraz, odpowiadając tym samym na wiele wiadomości, mejli ale także komentarzy na blogu, które pisały do mnie pełne wątpliwośći dziewczyny planujące swój wyjazd do Ameryki jako au pair. TAK, WARTO!!! Jest to niezapomniana, piękna przygoda! Cudowny czas poświęcony na poznawanie siebie, nowych ludzi i świata. I zupełnie szczerze mogę powiedzieć, że nawet, w chwilach największego smutku i tęsknoty, nigdy nie pożałowałam decyzji o przyjeździe do Ameryki. Jedynie czego, żałuję to to, że moj pobyt dobiegnie kiedyś końca :-D

San Francisco, fot. źródła własne

Dlatego dziewczyny zbierzcie w sobie całą odwagę i wyruszajcie po swoją amerykańską przygodę!! Tak, jak to bywa w każdej pracy, czasem może być ciężko, czasem pojawią się gorsze dni w pracy z dzieciakami, pojawią się małe i większe nieporozumienia, pojawi się smutek i złość, ale to wszystko minie. Zostanie też wynagrodzone przez nowe znajomości, wyjazdy do pięknych miejsc, zwiedzanie znanych każdemu miast, przez cały ten szeroko rozumiany american dream!

niedziela, 2 listopada 2014

HALLOWEEN!!

To był bardzo zabawny, imprezowy weekend pod nazwą Halloween! To już moje drugie Halloween w Stanach i znowu, tak jak w zeszłym roku stwierdzam, że Amerykanie mają fioła na jego punkcie. Gdzie się nie spojrzysz tam dynie, kościotrupy, pajęczyny i pająki czyli wszystko to, co ohydne i okropne. Domy, sklepy i ulice są ozdobione tymi 'dekoracjami', a ludzie poprzebierani w najrozmaitsze stroje. I w piątek, naprawdę dało się zauważyć rewię mody kto jest lepiej i ładniej przebrany.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

W piątek wybrałam się na domówkę do znajomych, a nastepnie udaliśmy się do znanej i kolorowej dzielnicy Castro, szczególnie popularniej właśnie w Halloween! I tam było już od groma cudaków, klaunów, duchów, piratów, policjantów, czerodziejek, muzyków, elfów i miało się poczucie jakby człowiek uczestniczył w jakimś świetnym szkolnym przedstawieniu albo nawet i sztuce teatralnej! Jedna wielka, zabawna maskarada! Ja w tym roku nie wykazałam się kreatywnością, gdyż podobnie jak roku ubiegłym postanowiłam zostać piratką. Jedynym nowym akcentem jaki dodałam do kostiumu był piracki kapelusz, który zresztą jest bardzo twarzowy :D i mi się podoba!

fot. źródła własne

Wieć po tym jak przeszliśmy się "po wybiegu" i daliśmy każdemu okazję, aby zobaczył nasz kostium :-D dalej udaliśmy się w stronę Mission - mojej ulubionej dzielnicy barów i restauracji. Wieczór był super udany, jednak dla mnie skończył się dość prędko, gdyż cały czas miałam w głowie świadomość, że rano muszę wstać do szkoły!! I dzielnie wstałam, na szczęście!

fot. źródła własne

A wczoraj bardzo fajna, spontaniczna impreza na Marinie, kolejnej dzielnicy San Francisco. Rok temu na Orientation czyli 3-dniowym szkoleniu pod Nowym Jorkiem dla wszystkich Au Pair in America - poznałam dwie dziewczyny, które tak samo jak ja rozpoczynały swój american dream. Obie, zakochane w Ameryce, zdecydowały się przedłużyć swój pobyt w programie na kolejny rok. Obie też zdecydowały się spędzić drugi rok z nową host family, co zaowocowało przyjazdem do Californii. I wczoraj właśnie się spotkałyśmy na babskim wieczorze w jednym z klubów z zamiarem przetańczenia całej nocy. Co też uczyniłyśmy! Bardzo fajna, spontaniczna impreza!


fot. źródła własne

Ogólnie jestem zadowolona z życia :D czas leci jak oszalały, ale jest fajnie ;-)

niedziela, 26 października 2014

ANNUAL BRIDGE SCHOOL BENEFIT CONCERT

Aaaaaaaaaaaaaa jeszcze czuję wczorajsze, silne, przepełnione ekscytacją emocje!! Jeszcze mój zachwyt koncertem nie opadł!!! :-D Wczoraj wraz ze znajomymi wybrałam się do miasta znanego z tego, że mieszka i urzęduje w nim wujek Google. W Mountain View, bo o tej miejscowości mowa, odbyła się 28 edycja Annual Bridge School Benefit Concert. Koncert miał miejsce w Shoreline Amphitheatre. Jest to non profit-event organizowany corocznie przez przez muzyka Neila Younga i Pegi Young. Pieniądze z koncertu są przeznaczone dla upośledzonych, chorych dzieci. Pierwszy taki event miał miejsce 13 października 1986 roku czyli w roku mojego urodzenia!! (tak, tak, starzeję się :-P).

fot. źródła własne

Koncert był świetny!! Przede wszystkim za sprawą artystów którzy wzięli w nim udział. Były to tak znane zespoły i muzycy, jak: Pearl Jam, Florence and The Machine, Soundgarden, Tom Jones, Norah Jones, Brian Wilson czy Neil Young.

fot. źródła własne

Jestem zachwycona występem Florence and The Machine. Ta kobieta ma potężny, piękny głos. Koncert był akustyczny więc każdy jej utwór brzmiał inaczej niż na płycie. Zupełnie inna jakość, ale też bardzo fajne doświadczenie! Ogólnie jestem zachwycona całą jej postacią, osobowością i popisem, który dała wczoraj. Ogromne brawa w jej kierunku!

fot. źródła własne

Chris Cornell oraz Eddie Vedder też pokazali pełnię swojej klasy! Dwa fantastyczne męskie głosy. W dodatku jedną piosenę zaśpiewali razem pozwalając publice oszaleć na ich punkcie :-D Koncert zaliczam do bardzo udanych! Nawet mimo faktu, że uciekł nam ostatni Caltrain do San Francisco i musieliśmy do miasta wrócić taksówką! (każda Au Pair in America wie, że naszego kieszonkowego lepiej nie roztrwaniać na takie przyjemności :P). Jednak było warto! Był to bardzo fajny wieczór, z świetną muzyką w doborowym towarzystwie. Wspomnienia są bezcenne i w pamięci pozostają na długo!

Był to czwarty koncert w którym miałam przyjemność uczestniczyć mieszkająć w Stanach Zjednoczonych. Cieszę się z tego powodu bardzo, gdyż taki event to zawsze okazja, aby na żywo usłyszeć wykonawców, których na codzień słucham w zaciszu domowym, a częstokrość podziwiam i uwielbiam od lat. Jest to zawsze pozytywne przeżycie pełne emocji i wrażeń. Jestem ciekawa jakie jeszcze koncerty czekają mnie w USA, jakie inne wrażenia, przeżycia. Przekonamy się już wkrótce :)

niedziela, 19 października 2014

(-;

Niedzielny, leniwy poranek. Właśnie wstałam i walczę ze sobą zastanawiając się czy iść pobiegać czy nie iść. I chyba pójdę, ale z drugiej strony tak mi dobrze w łóżku, gdzie przez okno zagląda słońce i najzwyczajniej w świecie nie chce się wstawać. Tym bardziej, że teraz tak naprawdę jedynie niedziela jest dniem, w którym mogę trochę dłużej pospać bo w soboty muszę wstawać do szkoły! hahaha! Dawno nie czułam się jak studentka więc teraz znowu mam okazję! Tym bardziej wczoraj, kiedy dzień wcześniej, w piątek wieczorem, poszłam ze znajomymi na imprezę. Wróciłam do domu o 3 i rano o 8 musiałam wstać na zajęcia! Ciężko było, ale naprawdę ta sytuacja przypomniała mi o latach spędzonych na studiach, kiedy to wieczory spędzało się w pubach a poranki zasypiając na wykładach czy innych ćwiczeniach :-D! Stare dobre czasy!

San Fracisco, fot. źródła własne

San Fracisco, fot. źródła własne

Zajęcia z fotografii nabierają tępa. Muszę pstrykać więcej fotek, więcej czytać, więcej praktykować. Fajne to jest bo daje motywację do wychodzenia z domu na częstsze spacery i zabierania ze sobą aparatu. I tak w tym tygodniu wybrałam się na spacer po Lands End oraz do downtown. Rzeczywistość przez pryzmat obiektywu wygląda zupełnie inaczej. To moje ostatnie pstrykanie nauczyło mnie zwracać uwagę na szczegóły,  zastanawiać się który kąt wybrać, jaką perspektywę. Przyznam, że dopiero dzięki tym zajęciom zauważyłam pewne rzeczy, które być może dla innych były od dawna oczywiste, a dla mnie okazały się nowością! :D Na następnych ćwiczeniach będziemy zajomować się portretem i już nie mogę się tego doczekać. Bo tak naprawdę chyba najbardziej lubię fotografować ludzi. Zobaczymy co z tego wyjdzie!

San Fracisco, fot. źródła własne

San Fracisco, fot. źródła własne

Poza tym myślę o kolejnych wyjazdach. Brakuje mi ich :-(. Brakuje mi tego, aby spakować się i pojechać w nowe miejsce. Nawet na dzień, na dwa, a najlepiej na kilka. Brakuje mi nowych wrażeń. Myślę, o weekendowych wypadach, ale jak na razie jestem uwiązana szkołą, jednak jak już szkoła się skończy będę chciała ułożyć plan weekendowych wypadów do kliku miejsc. Myślę o takich miastach ja Seattle, Portland, Tahoe czy Santa Cruz. Chciałabym zobaczyć jeszcze kilka Parków Narodowych, chciałabym dotrzeć też na Alaskę. Ale ten plan zostawię raczej na swój ostatni miesiąc podróżowania. No, ale teraz, jedyne co mogę zrobić to ciągle odkrywać jeszcze niepoznane zakamarki San Francisco,

San Fracisco, fot. źródła własne

San Fracisco, fot. źródła własne

Okej, pisanie bloga jest fajne, ale jest to także dobry sposób na odciągnięcie mnie od biegania! Więc idę znaleźć strój i wyruszam na wyprawę do Golden Gate Parku!

sobota, 11 października 2014

;-)

Jakoś ciężko mi uwierzyć, że mamy już październik. I to prawie połowę. Emma chodzi po domu i śpiewa bożonarodzeniowe piosenki (?!?!), a ja sobie myślę, że coś tu nie gra. Co prawda ona musi je spiewać bo przygotowuje się do występów ze swoim chórem, ale co? już? za dwa i pół miesiąca? Boże Narodzenie? Przecież niedawno był koniec roku 2013! Przecież niedawno zdecydowałam się zostać Au Pair in America! Przecież tak niedawno rozpoczęłam swoją przygodę w San Francisco! Ach! Wygląda na to, że wcale nie aż tak niedawno :-P!!

San Fracisco, fot. źródła własne

Dziś wypierając się na zajęcia z fotografii spotkało mnie małe szczęście, a zarazem ogromne i miłe zaskoczenie bo... znalazłam 20 dolarów! :-D To już drugi raz w tym mieście! hahah pieniądze same do mnie przychodzą!! Natomiast jeśli chodzi o zajęcia to są bardzo fajne i dużo mi, amatorowi, laikowi dają. Jestem bardzo zadowolona. Kupując lustrzankę wiedziałam, że ma ona bardzo dużo możliwości, tyle że my, często nie potrafimy w ogóle ich wykorzystać. A ja teraz, po każdych zajęciach czuję się tak, jakby ktoś otwierał przede mną kolejne drzwi do nieznanego świata. Czuję się jak Krzysztof Kolumb odkrywający Amerykę :-D Fajnie jest widzieć więcej, wiedzieć więcej zwłaszcza w zakresie tego, co nas faktycznie interesuje. Oczywiście przede mną jeszcze daaaaleeeka droga, ale cieszę się z każdego kolejnego kroku.

San Francisco, fot. źródła własne

Poza tym, ostatnio wiodę naprawdę bardzo spokojne i stabilne życie. Właśnie mamy sobotni wieczór a ja zamiast szaleć gdzieś na parkiecie szykuję się do czytania książki. Czyżby było to oznaką starzenia się? ;-) Nie wiem, ale dobrze mi z tym. Być może zbieram siły na koncert na który wybieramy się ze znajomymi za dwa tygodnie. Mam na myśli 28 edycję Bridge School Benefit, który to odbędzie się w amfiteatrze w Mountain View. Florence and The Machine, Pearl Jam, Norah Jones i Neil Young to artyści, na których występ czekam z niecierpliwością dziecka!! Zawsze lubiłam chodzić na koncerty i cieszę się, że tutaj, w Stanach, kontynuuję tę moją małą pasję! Tym bardziej, że teraz mam znacznie lepszy dostęp do koncertów znanych wykonawców przy stosuknowo niskich cenach biletów!

fot. źródła własne

Ach! Ostatnio stałam się także wolontaryjną opiekunką psów! :D A stało się to dlatego, że przyjechali do nas dziadkowie w odwiedziny! Z trzema labradorami! Pamiętam jak jeszcze niedawno strasznie bałam się psów. Myślę, że to dlatego, iż jak byłam w szkole podstawowej, raz zdarzyło mi sie uciekać do domu przed psem (który nawet mnie nie gonił... :-P). Wtedy to złamałam rękę :P. Uraz psychiczny pozostał na długi czas, ale myślę, że niedawno został przełamany! I dobrze bo duże psiaki to naprawdę fajne stworzenia i sama któregoś dnia zamierzam kupić sobie haskiego!! Bo czemu nie?! ;-)

fot. źródła własne

niedziela, 5 października 2014

HARDLY STRICTLY BLUEGRASS

Jak to dobrze w niedzielę obudzić się o godzinie dziewiątej (a nie jak codziennie o 6 rano!), w końcu się wyspać i aby było jeszcze wspanialej, zobaczyć za oknem słońce! Do San Francisco wróciło lato. Od czterech dni mamy po 28 stopni i jest upalnie! Taka pogoda nieczęsto zdarza się tutaj zdarza więc jest się z czego cieszyć. Tym bardziej, że mamy już jesień, a jednak lato zrobiło niespodziankę i powróciło!

fot. źródła własne

Z powodu tak pięknej pogody, w czwartek w ciągu dnia wybrałam się na Ocean Beach. Dziwne, bo środek dnia i tygodnia, a spotkałam tam naprawdę sporo ludzi. Piękne bezchmurne niebo, ciepła, słoneczna pogoda i książka. Tylko woda lodowata! No, ale i tak nie miałam w planach kąpieli wodnych, a jedynie słoneczne. Mi to bardzo odpowiada, że jako Au Pair in America w środku dnia mam czas wolny. Bo to jest raczej najlepszy czas w ciągu całego dnia i można go wykorzystać naprawdę sensownie. Poćwiczyć, iść na zakupy, załatwić formalne sprawy gdyż wszystkie miejsca są o tej porze otwarte. Można iść na plażę, można iść na kawę do kawiarni, na lunch, moża się spotkać z inną koleżanką 'operką', można poczytać książkę w parku itd., itp. Fajne to jest, człowiek nie jest zmęczony całym dniem pracy - jak to bywa wieczorem, ani nie jest śpiący i nieogarnięty - jak to bywa o poranku. Lubię to! :-)

fot. źródła własne

fot. źródła własne

A wczoraj moja już druga lekcja z fotografii, a po niej totalny spotntan! Zadzwonił kolega i zapytał czy czasem nie chciałabym iść na koncert do Golden Gate Parku. Hardly Strictly Bluegrass - Totaly Free Live Music in the Park! No więc poszliśmy. Jest to trzydniowy muzyczny festiwal, ponad 100 artystów na 7 scenach! I wszystko całkowicie za darmo. No oczywiście oprócz jedzenia, które można sobie kupić w popularnych w SF food trucks. My zjedliśmy tacos, znaleźliśmy miejsce na trawie no i zachwycaliśmy się muzyką. Później poszliśmy na przechadzkę, aby dotrzeć do różnych scen i zobaczyć jaką muzkę na nich grają. Ogólnie jestem zachwycona takimi eventami w SF, na które można śmiało dostać się za darmo bez grosza przy duszy. Kocham to miasto za takie inicjatywy odbywające się relatywnie często w tym pięknym mieście ;-)

fot. źródła własne

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Ogólnie życie płynie bardzo miło i spokojnie, tylko jak zwykle trochę za szybko. Tak trudno czasem mi uwierzyć, że już jest październik i zaraz, bo za trzy miesiące, będzie nowy rok. Kiedy to wszystko zleciało? Czas! Proszę Cię, zwolnij! Ja chcę tu być, ja chcę tu żyć, ja chcę tu zostać!! ;-)

sobota, 27 września 2014

OPRÓCZ BŁĘKITNEGO NIEBA, NIC MI DZISIAJ NIE POTRZEBA!

Podczas drugiego roku pobytu w Stanach Zjednoczonych jako Au Pair in America, postanowiłam skorzystać z możliwości jakie daje mi program i pieniądze na dodatkową edukację przeznaczyć na kurs fotografii. Fotografią amatorsko interesowałam się już od bardzo dawna, ale jakoś nigdy nie pomyślałam, aby usystematyzować swoją wiedzę w tym zakresie. Jednak także dopiero w USA, kupiłam swoją pierwsza lustrzankę, więc był to dobry powód, aby zapisać się na tego rodzaju kurs. I właśnie dziś uczestniczyłam w swoich pierwszych zajęciach! I jestem zachwycona! Grupa wydaje się być fajna, a nauczyciel jeszcze fajniejszy. Już nie mogę doczekać się kolejnych zajęć tym bardziej, że dostaliśmy zadanie domowe więc będę musiała popraktykować to, czego dotychczas się nauczyłam. Więc jak widać, sobotę rozpoczęłam bardzo produktywnie. Co prawda miałam małe kłopoty z porannym wstawaniem, a to tylko dlatego, że wczoraj wieczorem wraz ze znajomymi wybrałam się do Oakland na koncert!

fot. źródła własne

Gwiazdą wieczoru był Paolo Nutini, moja nowa miłość :-D Jego utwory poznałam dopiero tutaj, na miejscu i gdy dowiedziałam się, że jest w trasie koncertowej po Stanach i przybędzie do Oakland, to stwierdziłam: dlaczego by nie iść skoro nadarza się taka okazja? Namówiłam znajomych i poszliśmy! Koncert świetny, cudowny, ekstra!! Naprawdę dawno tak dobrze się nie bawiłam. Paolo ma fantastyczny głos, a jego ostatnią płytę potrafię przesłuchiwać w kółko i ciągle mi mało. Koncert miał miejsce w The Fox Theater, gdzie Paolo dał prawdziwy popis swoich umiejętności wokalnych. Bardzo udany wieczór! Około 23 wróciliśmy do San Francisco gdzie spędziliśmy trochę czasu w jednym z pubów w znanej dzielnicy Mission.

fot. źródła własne

To, co mnie najbardziej cieszy to fakt, że podczas tych dwóch lat pobytu w USA mam czas na to, aby sie rozwijać, aby robić to, co lubię, podróżować, koncertować i poznawać ludzi z całego świata.  I to wszystko w atmosferze totalnie bezstresowej. Jestem zakochana w San Fransico, mieszkam z fantastyczną, wartościową rodziną i każdego dnia jestem wdzięczna za to, że mogę tu być i tutaj żyć. Te dwa lata za granicą to bardzo dobry czas na poznanie siebie i świata. Dziś wieczór nigdzie nie wychodzę bo jestem z Katie w domu. Ona już śpi, a ja sobie siedzę i rozmyślam i się do siebie uśmiecham. Dobrze mi tutaj i jestem szczęśliwa. I cieszę się na te kolejne dziewięć miesięcy oraz na to, co one ze sobą przyniosą!!

czwartek, 18 września 2014

IT'S HARD TO SAY GOODBYE :-(

Decyzja o zostaniu Au Pair in America była jak dotychczas najlepszą decyzją w moim życiu. Z wielu powodów, o których wielokrotnie już tu wspominałam. Poznawanie innej kultury jest fascynującą przygodą, zwiedzanie niesamowitych miejsc pozwala szerzej otworzyć oczy na piękno tego świata, posługiwanie się językiem angielskim staje się frajdą, a czas wolny można poświęcić na rozwijanie swoich pasji! No, ale co przede wszystkim jest najważnijesze podczas takich wyjazdów? Najważniejsi są ludzie. To dzięki nim wypisane wcześniej rzeczy, nabierają znaczenia i sensu. To dzięki nim jest co wspominać i za czym tęsknić. Wspólne wyjazdy rozmowy, opowieści, spacery, imprezy - własnie to wszystko tworzy piękne wspomnienia do który zawsze z chęcią, ale i z nutką nostalgii się wraca.

pożegnalny obiad Leny, fot. źródła własne

Ja mam to szczęście w swoim życiu spotykać naprawdę wspaniałaych ludzi ! Dobrych, mądrych i pomocnych. Ludzi z sercem na dłoni. Takich Przyjaciół zostawiłam w Polsce i nie ukrywam, że za nimi bardzo tęsknię, ale takich też ludzi poznałam tutaj. Moja host family jest świetną, przyjazną rodziną, traktującą mnie jak swojego członka. Moi tutejsi przyjaciele, koleżanki, koledzy i znajomi wnoszą bardzo dużo radości do mojego codziennego życia w San Francisco. To w dużej mierze dzięki nim jestem tutaj szczęśliwa. I własnie teraz dochodzę do tego jedynego punktu, tej jednej rzeczy, której nie lubię w programie Au Pair in America.: są to rozstania i za nimi idąca tęsknota. Rozstanie i tęsknota za Rodziną i Przyjaciółmi w Polsce, ale także rozstania z tutaj poznanymi ludźmi.

Moje dwie najlepsze tutejsze koleżanki w tym tygodniu kończą program i wracają do swoich domów. Jedna do Polski, druga do Czech. I mimo, że się z nimi cieszę, ze w końcu po dwóch latach (obie zdecydowały się przedłużyć program na kolejny rok) zobaczą swoje rodziny i znajomych, to jednak żal ściska za serce. Bo to jest przykre!! Bo mam z nimi od groma wspomnień, bo to z nimi spędzałam czas wolny, a teraz ich nie ma. Została pustka :-( 

z Natalią, fot. źródła własne

W ciągu roku i 3 miesięcy straciłam cztery dobre koleżanki. Ludzie przychodzą i odchodzą. I wiem, że pojawią się nowe twarze w moim życiu i jestem jak najbardziej na nie otwarta. Jednak jak już się kogoś dobrze pozna, gdy nawiąże się więźń i zbuduje relację to później jest przykro, gdy ta osoba odchodzi. Choć jednocześnie serce się raduje, że zaczyna ona coś nowego.

Natalia! Lena! Dziękuję za wszystko! Będę za Wami tęsknić!

poniedziałek, 8 września 2014

THE GIANT RACE WELL DONE!!

Chyba każdy się zgodzi, że pobudka w niedzielę o godzinie piątej rano jest czymś w rodzju masochoizmu. Zwłaszcza, gdy wstaje się o piątej tylko po to, by już za dwie godziny, o siódmej, przebiec 10 kilometrów! hahahahah ale dzięki temu, że wczoraj zdecydowałam się wstać tak wcześnie, mogę odhaczyć ze swojej listy The Giant Race! Po raz drugi w swoim życiu wzięłam udział w biegu na 10 kilometrów. Tym razem w San Francisco. Co prawda rano miałam chwilę zawahania i pojawiło się w mojej głowie pytanie czy czasem nie oszalałam:P, jednak zmobilizowałam się, wskoczyłam w sportowy strój i pojechałam na miejsce startu. Gdy wychodziłam z domu było jeszcze ciemno. Po drodze spotkałam takich samych freaków jak ja, ubranych w pomarańczowe koszulki i dumnie przejeżdżających przez całe miasto udając się na start.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Na stadion AT&T, gdzie rozpoczynał się bieg dojechałam dosłownie chwilę przed siódmą. Na miejscu było juz mnóstwo ludzi i przyznam szczerze, że wyglądało to świetnie. Szybko znalazłam swoje miejsce w szeregu i już za chwilę wystartowaliśmy. Trasa przebiegała przez znaną w SF ulicę Embarcadero i był dość porosta. Na szczęście bez żadnych górek. Początkowo biegło mi się bardzo dobrze. Kryzys złapał mnie dopiero pod sam koniec. W myślach ciągle się motywowałam, ale około 49 minuty w mojej głowie huczało tylko jedno: gdzie jest meta?!?!?! hahahahah wtedy też przeszło mi przez myśl pytanie po co ja to robię skoro to takie męczące ;-D ale już za chwilę miałam to szczęście zobaczyć długo wyczekiwaną metę.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Niestey, nie zdobyłam pierwszego miejsaca, nie stanęłam także na podium :-D, ale mój czas okazał się nieco lepszy niż ostatnim razem w Los Angeles: 52 minuty i 21 sekund! Hura! Jestem z siebie dumna i zadowolona! Mam kolejny pamiątkowy medal, świetną koszulkę, miłe wspomnienia oraz poczucie satysfakcji, że sie udało! Running jest sportem, który zawsze będzie mi się kojarzył w Ameryką, a przede wszystkim z San Francisco. To tutaj rozpoczęłam swoją przygodę z bieganiem. To tutaj zaczęłam brać udział w zawodach. To tutaj polubiłam ten sport. Ja naprawdę nigdy nie byłam fanką biegania i uznawałam to za nudny, monotnny i wyczerpujący sport. Teraz natomiast jest on częścią mojego życia, częścią, którą naprawdę lubię i która przynosi mi radość. Fajnie, że któregoś dnia zdecydowałam się zostać Au Pair in America. Dzięki temu między innymi odkryłam swoje nowe pasje!