czwartek, 24 kwietnia 2014

STARA BIDA!

Moja amerykańka przygoda trwa już od 10 miesięcy!! WOW dziesięć miesięcy! Niesamowite jak to szybko zleciało! Czas chyba nigdy tak szybko nie mijał, jak mija mi tutaj. I pomyśleć, że gdyby nie fakt, że zdecydowałam się przedłużyć swój pobyt o kolejny rok, za 2 miesiące cała we łzach, z depresją wracałabym do domu! A prawda jest taka, że ja nie chcę wracać! A na pewno jeszcze nie teraz. Nie jestem jeszcze gotowa (pojawia się trudne pytanie: czy kiedykolwiek będę?!?) Nawet dziś jak pomyślałam, że przecież przede mną jeszcze 14 pięknych miesięcy, to poczułam ukłucie w sercu, że to TYLKO 14 miesięcy, że to wcale nie tak wiele jakby się wydawało, że to w zasadzie mało... za mało! Dlatego nie ma co marnować czasu! Czerpię garściami ile się da i bawię się świetnie! No i planuję moje 3 tygodniowe wakacje! Siorka już się cieszy na zwiedzanie Stanów, a ja razem z nią! Rok! 16 czerwca, gdy ją zobaczę minie dokładnie rok, odkąd widziałam ją po raz ostatni! Już się nie mogę doczekać!!

Golden Gate Park, fot. źródła własne

Stąd mój mały apel do wszystkich dziewczyn, które się wahają, boją, nie wiedzą czy sobie poradzą: z dziećmi, angielskim, w nowym kraju, w nowej sytuacji. Obecnie po USA, w każdym stanie mieszka od groma Au Pair in America i każda z nas ma się co najmniej dobrze, a zazwyczaj jeszcze lepiej niż dobrze! Więc chwydźcie byka za rogi i wyruszcie po przygodę, może nawet przygodę swojego życia! Bo jeśli nie spróbujecie to możecie mi wierzyć, że będziecie żałować! Bo będzie czego żałować i to jest bolesna prawda! Powtarzam to jak mantrę: strach ma tylko wielkie oczy! Więc co do roboty!! ;-)

Ocean Beach, fot. źródła własne

A u mnie po staremu! Jak mawia moja Babcia: stara bida, :P! Wróciłam do porannych biegów, choć widzę, że bez odgórnie wyznaczonego celu moja motywacja spada na łeb, na szyję i biegi stają się jakieś krótsze, rzadsze... Więc aby rozwiązać problem wczoraj zarejestrowałam się na kolejny bieg! Tym razem we wrześniu, w San Francisco! Kolejne 10 kilometrów do zdobycia! Już sie nie mogę doczekać! Teraz nie ma już wymówek! Trzeba zakasać rękawy hmm albo nogawki i biegać! Ale to dobrze, bo moja nowa pasja daje mi kopa i przynosi radość. Jeszcze 10 miesięcy temu nie pomyślałabym, że stanę się fanką biegania! I po raz kolejny potwierdza się znana prawda, że wszystko jest możliwe! A na pewno potwierdza się ona w moim życiu ;-)

sobota, 19 kwietnia 2014

REFLEKSJE

Dziś, aby urozmaicić sobie dzień w piękne, słoneczne popołudnie, wybrałam się do naszego ogródka, po to by się trochę poopalać, korzystając z tego, że w San Francisco upalnych dni jak na lekarstwo. Choć w sumie dziś też upalnie nie było, jednak mimo wszystko ładnie i ciepło! Ale aby nie oplać się bezczynnie, postanowiłam zrobić dobry uczynek i trochę w tym ogródku popielić, powyrywać chwasty i pobawić się w ogrodnika - amatora! Energii starczyło mi na całe dwie godziny! Po nich byłam tak wymęczona, że musialam sobie zrobić godzinną drzemkę :-D Jednak efekty mojej pracy są widoczne, co cieszy i oczy i mnie! Jednak nie zmienia faktu, że pracy w tej dżungli jest jeszcze od groma! Może skuszę się i następnym razem! Zauważyłam, że to tak samo dobry sposób na spalanie kalorii jak moje bieganie :-D

ogródek, fot. źródła własne

W tym tygodniu było mi trochę smutno. Miałam kilka gorszych momentów a co za tym idzie, naszło mnie kilka refleksji. Jedna z moich koleżanek z RPA - Roxy, zakończyła program Au Pair in America i wóciła do domu. Roxy mieszkała bardzo blisko mnie i tak naprawdę została także moją pierwszą koleżanką w San Fran. To ona pokazała mi miasto, zabrała na pierwszą kawę, oswoiła wszystkie lęki związane z nową sytuacją. To z nią, jak dotychczas, miałam najlepsze imprezy, najfajniejsze mikro-wyjazdy. I smuci mnie to, że ten czas się skończył. Niestety, jest to minus pobytu w Ameryce, że wszystko od samego początku jest skaznane na swój koniec. Może niekoniecznie znajomości, bo dzięki możliwościom jakie daje internet znajomość może nadal trwać, można ją kontynuwać. Jednak nie ma co się łudzić i oszukiwać, że będzie ona tak samo intensywna jak wcześniej. I świadomość tego mnie naprawdę przygnębia. Ale zarazem też bardziej doceniam, że mogę przeżywać tu niezapomniany czas ze wspaniałymi ludzmi, z różych zakątków świata i że tych wspomnień, zapisanych na zdjęciach i w pamięci, nikt mi nigdy nie odbierze! Myślę, że przez to, że nasz czas w Ameryce jest ogrniczony, wszystko możemy przeżywać barwniej, intensywniej, pełniej, radośniej! I to jest dobre! Bo każda chwila cieszy i jest piękna!

z Roxy, fot. źródła własne

Zewsząd dochodzą mnie słuchy, że ten weekend jest weekendem Wielkanocnym. Mówię 'słuchy' bo muszę się przyznać, że kompletnie wcale tych świąt nie czuję... ale także nie widzę wielkiego szału, jaki miał miejsce podczas Bożego Narodzenia czy choćby Halloween. Nadchodzący weekend wydaje się takim samym weekendem jak każdy inny. Jednak jako, że w Polsce przygotowania Świąteczne idą pełną parą, pragnę wszystkim złożyć serdeczne życzenia świąteczne! Aby było rodzinnie, słonecznie i kolorowo!

niedziela, 13 kwietnia 2014

HOLLYWOOD ZDOBYTY!

Jak ten czas szybko leci! Moje szalone wakacje skończyły się dokładnie tydzień temu! I w tym codzienny pośpiechu nawet nie znalazłam chwili aby opisać swój hollywoodzki sukces! Więc w czwartek wybrałam się do Los Angeles. I muszę to przyznać szczerze: wcale nie zakochałam się w tym mieście! A na pewno nie tak jak 10 miesięcy temu zakochałam się w San Francisco.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

City of Angels jest ogromnie rozległe! Bez samochodu - ciężko się obejść! Co prawda istnieje transport publiczny, ale dotarcie z jednego miejsca do drugiego pochłania naprawdę sporo czasu. A wiem to, dlatego, że sama korzystałam z metra i autobusów. W piątek poświęciłam czas na zwiedzanie. Dotarłam do Hollywood, gdzie nie znalazłam gwiazd, a za to tłumy turystów! Udałam się także do downtown. Przyznam szczerze, że po całym dniu 'łażenia' byłam zmęczona, ale zadowolona ze swojej wycieczki.

fot. źródła własne

W sobotę pobudka o 4:30 z rana! Mój hollywoodzki bieg rozpoczynał się o 6! I muszę to powiedzieć głośno: jestem z siebie bardzo dumna! 10 kilometrów pokonałam w 53:42:3 minuty! Ten wynik dał mi 53 miejsce wśród kobiet (na 1638) oraz 172 miejsce w klasyfikacji generalnej (na 2357 osób)! Więc super wynik jak na mój pierwszy bieg w zorganizowanych zawodach! Cieszę się, że tak ładnie rozpoczęłam swoją karierę biegacza :-D A plany są takie, że w przyszłym roku mam zamiar wygrać! :-D

fot. źródła własne

Po sobotnim biegu, razem ze znajmoymi wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do słynnego hollywoodzkiego znaku. Pogoda nam dopisała! Było pięknie, słonecznie i polsko bo 3 dziewczyny, a wśród nich ja, były Polkiami :-) Bardzo fajnie jest zobaczyć te miejsca, które są znane i sławne, i które możemy oglądać na filmach. Człowiek czuje wtedy, że wszystko jest w zasięgu ręki! Nawet to, co z pozoru odległe i nieosiągalne.

fot. źródła własne

Niedzielę spędziliśmy na Venice Beach! I tu się trochę pozazdrościłam Los Angeles tej pięknej plaży i ciepłej pogody, która w San Francisco jednak tak często się nie zdarza. Upałów u nas raczej nie ma. A wylegiwanie się na plaży definitywnie ma swoje zalety więc uroczo leniwa niedziela okazała się miłym zakończeniem wycieczki do Los Angeles.

Do San Fran przyjechałam o 2 w nocy w poniedziałek. A już o 6:30 byłam na nogach powróciwszy do swojej codziennej roli Au Pair in America.


czwartek, 3 kwietnia 2014

GO AND SEE ALL THE BEAUTY IN THE WORLD!

To były niesamowite cztery dni! Przecudowne, przefantastyczne, przepiękne! Cztery dni - cztery stany: California, Nevada, Utah i Arizona! Ameryka jest niesamowita! Widoki w trasie były świetne, a po dotarciu do miejsc docelowych za każdym razem "zbierałam szczenkę z podłogi" :-p! I nie ma w tym ani odrobiny żartu! Więc przejdźmy do rzeczy.

fot. źródła własne

Las Vegas, fot. źródła własne

W sobotę z rana wybrałam się na wycieczkę, która tego dnia zaprowadziła mnie do miasta grzechu czyli Las Vegas! Jest to prawdziwa mekka dla turystów i hazardzistów! Nie da się nie zauważyć, że miasto tętni życiem! Kasyna, hotele, budynki - wszystko jest oświetlone i swoim szaleńczym blaskiem kusi ludzi, aby spróbowali swojego szczęścia! Ja też spróbowałam, a jak! I wróciłam do domu biedniejsza o 21$ :-P, ale bogatsza o nowe, fantastyczne doświadczenie! :-D 

Casino w Vegas, fot. źródła własne

Niedzielę spędziliśmy w Utah. Zion National Park i Bryce Canyon National Park były punktami, do których mieliśmy dotrzeć tego dnia! Zion Park przywitał nas dość pochmurną pogodą, co jedynie sprawiło, że sam canyon wydawał się jeszcze bardziej ogromny, monumentalny i srogi! W powietrzuć czuć było atosferę władzy i powagi płynącej od Matki Natury. 

Zion Natonal Park, fot. źródła własne

Zion National Park, fot. źródła własne

Następnie udaliśmy się do południowo-zachodniej części stau Utah, aby podziwiać piękno Bryce Canyonu. I tu, przyznam szczerze, zakochałam się bez pamięci! Coś cudownego! Słowa nie potrafią opisać jaki piękny  i malowniczy może być ten świat! Byłam porażona urokiem kanionu! Zastanawiam się czy nie był to czasem najpiękniejszy widok, jaki do dnia dzisiejszego udało mi się mieć przed oczami. Naprawdę, coś niesamowitego!

Bryce Canyon, fot. źródła własne

Bryce Canyon, fot. źródła własne

Tego dnia wieczorem dotarliśmy do Arizony. W Page Arizona spędziliśmy noc, by rano, o świcie wyruszyć po kolejną przygodę! Pierwszy postój to Horseshoe Bend, z którego mogliśmy zobaczyć rzekę Colorado płynącą w Glen Canyon. Jakże każdy z tych kanionów jest inny, różny, a zarazem tak samo niesamowicie piękny, przykuwający wzrok, chwytający za serce!

Horsheshoe Bend, fot. źródła własne

Rejs statkiem po Lake Powell był kolejną atrakcją, która na mnie czekała. Jezioro położone jest na pograniczu stanu Utah i Arizona, na rzece Kolorado. Jest uważana za jedno z najpiekniejszych sztucznych zbiorników wodnych na świecie! I z tym się nie można nie zgodzić!

Lake Powell, fot. źródła własne

Lake Powell, fot. źródła własne

Ostatnią atrakcją był Antelope Canyon. Niestety, złośliwość rzeczy martwych spowodowała, że mój aparat fotograficzny, który miał uwiecznić piekno tego miejsca, umarł zaraz po wejściu do niego! Tak to czaem, niestety bywa! Na szczęście miałam jeszcze swój telefon więc pamiątka jest zapisana nie tylko w pamięci, ale także na karcie sim! Kanion kompletnie inny od wcześniejszych. Ale Matka Natura po raz kolejny stanęła na wysokości zadania!

Anteope Canyon, fot. źródła własne

Nie ukrywam, że po tej wycieczce moje serce jest całkowicie zdobyte. Jestem szaleńczo zakochana w Ameryce! To, co udało mi się zobaczyć w przeciągu 4 dni dało mi kopa na kolejne 4 miesiące, a może i więcej! Czasem brakuje słów, aby opisać piękno tego świata! Przez te 4 dni wiele razy zaparło mi dech w piersiach, a stan zachwytu ciągle utrzymywał wysoki poziom. Jestem przeszczęśliwa, że miała okazję zobaczyć te miejsca ;-)

I nawet nie było mi smutno, gdy wracałam do domu. Bo przecież wracałam do mojego ukochanego San Fran, a gdzie może być lepiej niż tutaj?

Och! Dziękuję Au Pair in America!!

A dziś, za 3 godziny jadę do miasta aniołów! Życie potrafi być cudowen!