czwartek, 24 października 2013

SKUTKI UBOCZNE

Sama nie mogę uwierzyć w to, że jedna trzecia mojego pobytu już za mną. W poniedziałek minęły dokładnie 4 miesiące od kiedy zamieszkałam w San Francisco. Potwierdza się stara prawda, że czas szybko leci. Kiedy to minęło? Nie wiem. Ale wiem, że nie mogę pozwolić sobie na marnowanie czasu, że chcę czerpać garściami z tego, co mnie tu spotyka, że pragnę wykorzystać dany mi czas najlepiej, jak tylko potrafię!  By na sam koniec za słynną Ediht Piaf czy za naszą rodowitą Edytą Geppert zaśpiewać: nie żałuję... I tak właśnie śpiewam codziennie, bo było warto podjąć tę decyzję ;-)

fot. źródła własne

Z perspektywy zawsze widać najlepiej więc może warto przyjrzeć się mojemu pobytowi przez pryzmat 4 miesięcy, które minęły bezpowrotnie odściskując na mnie swoje piętno. Bo niezaprzeczalnie moja amerykańska przygoda wywiera na mnie duży wpływ. I nie tylko dlatego, że powiększa się moje doświadczenie w pracy z dziećmi.
Chodzi o skutki uboczne jakie niesie za sobą uczestnictwo w programie Au Pair in America. I szczerze powiedziawszy, owe skutki są bardzo pozytywne.

Człowiek zaczyna dostrzegać zmiany, które zachodzą przede wszystkim w nim samym. Nagle zaczynasz rozumieć, że jesteś odważna bo wyjechałaś sama w daleki świat nie będąc pewna niczego, co może Cię tu spotkać. A skoro jesteś odważna to świat należy do ciebie! I to dopadające mnie czasami uczucie: ‘ooooo mogę wszystko’ jest naprawdę fajne ;-)

Zaczynasz dostrzegać, że z każdym dniem coraz bardziej rozumiesz ludzi. I wcale nie dlatego, że twój zmysł psychologiczny się rozwija (choć też tak może być ;-)), ale dlatego, że z angielskim wchodzisz na wyższy level. Bo fajnie jest rozumieć, co drugi człowiek do ciebie mówi. A ja mam jeszcze to szczęście codziennie uczęszczać na darmowy, dwugodzinny kurs języka angielskiego w City College of San Francisco.
Czyż nie jest to super sprawą? Możliwością, z której grzechem byłoby nie skorzystać?

fot. źródła własne

Zauważasz, że to, co kiedyś oglądałaś tylko na filmach albo w internecie, znajduje się tuż za drzwiami twojego domu. Jest osiągalne, nie musi być już tylko snem, a co za tym idzie, zaczynasz pozwalać sobie na myślenie, że może faktycznie wszystko jest możliwe? Że marzenia się spełniają. Trzeba tylko chcieć. Podjąć decyzję, spakować walizki i ruszyć w drogę. Mimo lęku, mimo obaw. Bo uświadamiasz sobie, że strach ma tylko wielkie oczy.  A ta wiedza pozwala ci z każdym dniem robić nowe rzeczy, kroczyć odważnie naprzód.

fot. źródła własne

I co najlepsze, uświadamiasz sobie, że żyjesz! Codzienne, normalne rzeczy odkrywasz na nowo! Że świetnie radzisz sobie w nowych okolicznościach, z daleka od domu, wśród nowych ludzi i w dodatku robisz to sama! I to jest jedno z fajniejszych uczuć na świecie! ;-)

fot. źródła własne

wtorek, 15 października 2013

KALIFORNIJSKI ŚWIAT WINNIC

Wszyscy na niego czekamy, wypatrujemy z utęsknieniem. W niedzielę dopada nas przygnębienie, że dobiega końca, a już w poniedziałek zaczynamy odliczanie do następnego. Weekend – bo o nim mowa, jest najprzyjemniejszą częścią tygodnia większości z nas, a na pewno mojego! To właśnie w weekendy każda au pair in America skupia się na eksplorowaniu miejscowości, w której mieszka, oraz jej najbliższej okolicy. I mimo, że nie odkryłam jeszcze wszystkich wspaniałości San Francisco i nie zajrzałam w jego wszystkie zakamarki, tym razem, za namową koleżanek, postanowiłam wybrać się z nimi na wycieczkę do słynnej kalifornijskiej krainy winnic – Napa Valley.

fot. źródła własne

Mieszkańcy San Francisco są szczęściarzami bo dojazd do Doliny Napa zajmuje tylko godzinę. Jest to godzina spędzona na podziwianiu przepięknych krajobrazów roztaczających się z każdej strony. Atrakcje zaczynają się już podczas wyjazdu z San Francisco. Miałyśmy to szczęście, że nad miastem nie było w sobotę mgły, która bardzo często się nad nim roztacza powodując, że piękne widoki po prostu znikają, a wśród nich: Alcatraz, górzyste krajobrazy czy słynny Golden Gate Bridge, który tym razem pozwolił nam opuścić SF. Następnie obrałyśmy drogę w kierunku małej, przepięknej miejscowości turystycznej –Sausalito. A to wszystko po to, aby nasza weekendowa wycieczka odbywała się na najdogodniejszej i najciekawszej, obfitującej w przepiękne widoki trasie prowadzącej do kalifornijskiego świata win!

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Przyznam szczerze, że była to moja pierwsza wycieczka do winnic i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Ogromne pola winorośli podczas słonecznego dnia wyglądają przepięknie! W Napa Valley znajduje się mnóstwo winiarni, ale my miałyśmy okazję zwiedzić tylko trzy. W jednej z nich opowiedziano nam jak przebiega proces powstawania wina, a także oprowadzono po miejscach, gdzie dochodzi do jego produkcji. Ale dla wytrawnych smakoszy wina najprzyjemniejszą częścią była oczywiście jego degustacja ;)!

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Jednodniowa wycieczka okazała się strzałem w dziesiątkę! Pozwoliła nam oderwać się od codziennego życia w mieście i zrelaksować poza jego granicami podziwiając urocze krajobrazy kalifornijskiej krainy win!



środa, 9 października 2013

NOWA MIŁOŚĆ


Najlepiej będzie jeśli na samym początku przyznam, że się zakochałam. Z pewnością wytłumaczy to moją ekscytację i entuzjazm związany z dosłownie wszystkim, co się wydarza. Fakt, że z obiektem mojej miłości mam styczność na co dzień, powoduje, że każdego dnia odczuwam euforię, fascynację i podniecenie. Moja radość może wydawać się komuś zwykłą egzaltacją, ale ja naprawdę zauroczyłam się tym miastem!

Downtown/fot. źródła własne

San Francisco jest piękne, jest cudowne, jest niepowtarzalne! I nie jest to tylko moje zdanie. Pamiętam jak podczas Orientation (szkolenie organizowane przez Au Pair in America odbywające się w pierwszych dniach pobytu w Stanach) padło pytanie, która dziewczyna jedzie do San Francisco? Jedyną szczęściarą byłam ja. I dosłownie wszystkie dziewczyny, nawet prowadząca, rodowita Amerykanka mieszkająca na stałe w Chicago, mi zazdrościły. Bo jest czego, a zrozumie to tylko ta osoba, która miała okazję tu być, chociaż na chwilę. Bo nawet najpiękniejsze obrazki nie oddadzą nastroju i klimatu tego miejsca.


Golden Gate Park, Conservatory of Flowers/fot. źródła własne

To tętniące życiem miasto jest jak słynna galeria sztuki, która zgromadziła eksponaty i arcydzieła najwyższej jakości i unikatowości. Każdy chce je zobaczyć (pewnie dlatego wszędzie jest pełno turystów ;-)) Wystarczy tylko przyjechać i podziwiać to, co ‘galeria’ ma do zaoferowania. A ma bardzo dużo! Jest tu dosłownie wszystko, a na pewno wszystko, co jest warte jest zobaczenia ;-)!

Dolores Park/fot. źródła własne
Golden Gate Bridge/fot. źródła własne
Przede wszystkim domki, niepowtarzalne, urocze, każdy inny, każdy piękny. Słynne górki i pagórki, strome ulice, pod które trzeba się wspinać gdziekolwiek się nie pójdzie. Piękne, zielone parki, zawsze wypełnione ludźmi, którzy spędzają miło czas. W tym największy, Golden Gate Park z wieloma atrakcjami i piękny Dolores Park z niesamowitym widokiem na całe miasto. Plaże z których można dostrzec każdemu znany Golden Gate Bridge. Alcatraz - najsłynniejsze więzienie świata. Ocean Spokojny z przeraźliwie zimną wodą. Twin Peaks z cudownym widokiem na całe miasto. Zupełnie różne od całej reszty miasta – downtown, pełne ogromnych wieżowców należących do Financial District. Haight and Ashbury Street – słynna dzielnica hipisów, którą kiedyś często odwiedzała Janis Joplin. Dosłownie wszystko, czego dusza zapragnie!  

Haight&Ashbury/fot. źródła własne

A ja, będąc au pair, mam to wszystko na wyciągnięcie ręki :)


Ja ;-) /fot. źródła własne

czwartek, 3 października 2013

TRUDNE DOBREGO POCZĄTKI

Gdy trzy miesiące temu pełna lęku, obaw i wątpliwości stawiałam swoje pierwsze kroki na amerykańskim kontynencie, jeszcze nie wiedziałam, że przyszłość okaże się dla mnie bardzo łaskawa. Powtarzałam w głowię jak mantrę: dziewczyno, do odważnych świat należy! Jednak mimo wszystko chciało mi się płakać, a kłębiące się myśli nie dawały spokoju: co ty właściwie robisz? Po co Ci to? Jesteś sama jak palec, jak ty sobie poradzisz? Jednak było już za późno.

Zdecydowałam się postawić wszystko na jedną kartę. Zrezygnowałam z pracy, postanowiłam na rok zostawić wszystko co znam i kocham: rodzinę, chłopaka, przyjaciół. Zebrałam w sobie całą odwagę, tylko po to, aby umówić się na najważniejsze spotkanie, spotkanie face-to-face z przygodą mojego życia. Wiedziałam gdzie jadę i po co, ale nie miałam żadnej gwarancji, że mój amerykański sen nie okaże się koszmarem.

Ale wracając do początku:
jak zwykle wszystko stało się za sprawą  przypadku (choć przypadki nie istnieją;-)), kiedy to pewnego jesiennego dnia zeszłego roku w ręce wpadła mi broszura informacyjna Au Pair in America krzycząca do mnie: przeżyj przygodę swojego życia! ZAKOCHAJ SIĘ W AMERYCE! Wtedy pierwszy raz pomyślałam sobie: a dlaczego nie?! Przecież od zawsze miałam w głowie 'California dreaming'! Czemu nie spróbować? Czas leci jak szalony, za rok kończę 27 lat! To ostatnia szansa! Jak nie teraz, to nigdy.

Zaryzykowałam.

Pół roku później znalazłam swoją wymarzoną, idealnie dopasowaną ‘host family’: mama, tata i dwie córki. Jednak wtedy była to jeszcze jedna wielka niewiadoma: czy dziewczynki mnie polubią? Czy będzie mi się dobrze z nimi mieszkało? Czy dam sobie radę? Czy faktycznie okażą się idealnie dopasowaną do mnie rodziną?

Mimo tych wątpliwości zdecydowałam się zostać Au Pair in America.

16 czerwca 2013 roku topiąc się we własnych łzach, pełna lęku obaw i wątpliwości wsiadłam do samolotu. Mój american dream stał się realny.

Dziś jest pierwszy czwartek października. I gdy w Polsce do okien zagląda złota jesień, do moich wkrada się słońce. Dziewczynki są w szkole, a ja korzystam z czasu wolnego i odpoczywam na balkonie podziwiając cudowny widok. Mieszkam w San Francisco, najpiękniejszym mieście jakie kiedykolwiek widziałam i jestem szczęśliwa. Wszystkie wątpliwości zniknęły, zastąpiła je radość, ciekawość i euforia!

Moje 'California dreaming', które przez kilka lat było tylko snem, trwa od trzech miesięcy.

;-)



 

szczęściem jest móc oglądać ten widok codziennie!