sobota, 27 września 2014

OPRÓCZ BŁĘKITNEGO NIEBA, NIC MI DZISIAJ NIE POTRZEBA!

Podczas drugiego roku pobytu w Stanach Zjednoczonych jako Au Pair in America, postanowiłam skorzystać z możliwości jakie daje mi program i pieniądze na dodatkową edukację przeznaczyć na kurs fotografii. Fotografią amatorsko interesowałam się już od bardzo dawna, ale jakoś nigdy nie pomyślałam, aby usystematyzować swoją wiedzę w tym zakresie. Jednak także dopiero w USA, kupiłam swoją pierwsza lustrzankę, więc był to dobry powód, aby zapisać się na tego rodzaju kurs. I właśnie dziś uczestniczyłam w swoich pierwszych zajęciach! I jestem zachwycona! Grupa wydaje się być fajna, a nauczyciel jeszcze fajniejszy. Już nie mogę doczekać się kolejnych zajęć tym bardziej, że dostaliśmy zadanie domowe więc będę musiała popraktykować to, czego dotychczas się nauczyłam. Więc jak widać, sobotę rozpoczęłam bardzo produktywnie. Co prawda miałam małe kłopoty z porannym wstawaniem, a to tylko dlatego, że wczoraj wieczorem wraz ze znajomymi wybrałam się do Oakland na koncert!

fot. źródła własne

Gwiazdą wieczoru był Paolo Nutini, moja nowa miłość :-D Jego utwory poznałam dopiero tutaj, na miejscu i gdy dowiedziałam się, że jest w trasie koncertowej po Stanach i przybędzie do Oakland, to stwierdziłam: dlaczego by nie iść skoro nadarza się taka okazja? Namówiłam znajomych i poszliśmy! Koncert świetny, cudowny, ekstra!! Naprawdę dawno tak dobrze się nie bawiłam. Paolo ma fantastyczny głos, a jego ostatnią płytę potrafię przesłuchiwać w kółko i ciągle mi mało. Koncert miał miejsce w The Fox Theater, gdzie Paolo dał prawdziwy popis swoich umiejętności wokalnych. Bardzo udany wieczór! Około 23 wróciliśmy do San Francisco gdzie spędziliśmy trochę czasu w jednym z pubów w znanej dzielnicy Mission.

fot. źródła własne

To, co mnie najbardziej cieszy to fakt, że podczas tych dwóch lat pobytu w USA mam czas na to, aby sie rozwijać, aby robić to, co lubię, podróżować, koncertować i poznawać ludzi z całego świata.  I to wszystko w atmosferze totalnie bezstresowej. Jestem zakochana w San Fransico, mieszkam z fantastyczną, wartościową rodziną i każdego dnia jestem wdzięczna za to, że mogę tu być i tutaj żyć. Te dwa lata za granicą to bardzo dobry czas na poznanie siebie i świata. Dziś wieczór nigdzie nie wychodzę bo jestem z Katie w domu. Ona już śpi, a ja sobie siedzę i rozmyślam i się do siebie uśmiecham. Dobrze mi tutaj i jestem szczęśliwa. I cieszę się na te kolejne dziewięć miesięcy oraz na to, co one ze sobą przyniosą!!

czwartek, 18 września 2014

IT'S HARD TO SAY GOODBYE :-(

Decyzja o zostaniu Au Pair in America była jak dotychczas najlepszą decyzją w moim życiu. Z wielu powodów, o których wielokrotnie już tu wspominałam. Poznawanie innej kultury jest fascynującą przygodą, zwiedzanie niesamowitych miejsc pozwala szerzej otworzyć oczy na piękno tego świata, posługiwanie się językiem angielskim staje się frajdą, a czas wolny można poświęcić na rozwijanie swoich pasji! No, ale co przede wszystkim jest najważnijesze podczas takich wyjazdów? Najważniejsi są ludzie. To dzięki nim wypisane wcześniej rzeczy, nabierają znaczenia i sensu. To dzięki nim jest co wspominać i za czym tęsknić. Wspólne wyjazdy rozmowy, opowieści, spacery, imprezy - własnie to wszystko tworzy piękne wspomnienia do który zawsze z chęcią, ale i z nutką nostalgii się wraca.

pożegnalny obiad Leny, fot. źródła własne

Ja mam to szczęście w swoim życiu spotykać naprawdę wspaniałaych ludzi ! Dobrych, mądrych i pomocnych. Ludzi z sercem na dłoni. Takich Przyjaciół zostawiłam w Polsce i nie ukrywam, że za nimi bardzo tęsknię, ale takich też ludzi poznałam tutaj. Moja host family jest świetną, przyjazną rodziną, traktującą mnie jak swojego członka. Moi tutejsi przyjaciele, koleżanki, koledzy i znajomi wnoszą bardzo dużo radości do mojego codziennego życia w San Francisco. To w dużej mierze dzięki nim jestem tutaj szczęśliwa. I własnie teraz dochodzę do tego jedynego punktu, tej jednej rzeczy, której nie lubię w programie Au Pair in America.: są to rozstania i za nimi idąca tęsknota. Rozstanie i tęsknota za Rodziną i Przyjaciółmi w Polsce, ale także rozstania z tutaj poznanymi ludźmi.

Moje dwie najlepsze tutejsze koleżanki w tym tygodniu kończą program i wracają do swoich domów. Jedna do Polski, druga do Czech. I mimo, że się z nimi cieszę, ze w końcu po dwóch latach (obie zdecydowały się przedłużyć program na kolejny rok) zobaczą swoje rodziny i znajomych, to jednak żal ściska za serce. Bo to jest przykre!! Bo mam z nimi od groma wspomnień, bo to z nimi spędzałam czas wolny, a teraz ich nie ma. Została pustka :-( 

z Natalią, fot. źródła własne

W ciągu roku i 3 miesięcy straciłam cztery dobre koleżanki. Ludzie przychodzą i odchodzą. I wiem, że pojawią się nowe twarze w moim życiu i jestem jak najbardziej na nie otwarta. Jednak jak już się kogoś dobrze pozna, gdy nawiąże się więźń i zbuduje relację to później jest przykro, gdy ta osoba odchodzi. Choć jednocześnie serce się raduje, że zaczyna ona coś nowego.

Natalia! Lena! Dziękuję za wszystko! Będę za Wami tęsknić!

poniedziałek, 8 września 2014

THE GIANT RACE WELL DONE!!

Chyba każdy się zgodzi, że pobudka w niedzielę o godzinie piątej rano jest czymś w rodzju masochoizmu. Zwłaszcza, gdy wstaje się o piątej tylko po to, by już za dwie godziny, o siódmej, przebiec 10 kilometrów! hahahahah ale dzięki temu, że wczoraj zdecydowałam się wstać tak wcześnie, mogę odhaczyć ze swojej listy The Giant Race! Po raz drugi w swoim życiu wzięłam udział w biegu na 10 kilometrów. Tym razem w San Francisco. Co prawda rano miałam chwilę zawahania i pojawiło się w mojej głowie pytanie czy czasem nie oszalałam:P, jednak zmobilizowałam się, wskoczyłam w sportowy strój i pojechałam na miejsce startu. Gdy wychodziłam z domu było jeszcze ciemno. Po drodze spotkałam takich samych freaków jak ja, ubranych w pomarańczowe koszulki i dumnie przejeżdżających przez całe miasto udając się na start.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Na stadion AT&T, gdzie rozpoczynał się bieg dojechałam dosłownie chwilę przed siódmą. Na miejscu było juz mnóstwo ludzi i przyznam szczerze, że wyglądało to świetnie. Szybko znalazłam swoje miejsce w szeregu i już za chwilę wystartowaliśmy. Trasa przebiegała przez znaną w SF ulicę Embarcadero i był dość porosta. Na szczęście bez żadnych górek. Początkowo biegło mi się bardzo dobrze. Kryzys złapał mnie dopiero pod sam koniec. W myślach ciągle się motywowałam, ale około 49 minuty w mojej głowie huczało tylko jedno: gdzie jest meta?!?!?! hahahahah wtedy też przeszło mi przez myśl pytanie po co ja to robię skoro to takie męczące ;-D ale już za chwilę miałam to szczęście zobaczyć długo wyczekiwaną metę.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Niestey, nie zdobyłam pierwszego miejsaca, nie stanęłam także na podium :-D, ale mój czas okazał się nieco lepszy niż ostatnim razem w Los Angeles: 52 minuty i 21 sekund! Hura! Jestem z siebie dumna i zadowolona! Mam kolejny pamiątkowy medal, świetną koszulkę, miłe wspomnienia oraz poczucie satysfakcji, że sie udało! Running jest sportem, który zawsze będzie mi się kojarzył w Ameryką, a przede wszystkim z San Francisco. To tutaj rozpoczęłam swoją przygodę z bieganiem. To tutaj zaczęłam brać udział w zawodach. To tutaj polubiłam ten sport. Ja naprawdę nigdy nie byłam fanką biegania i uznawałam to za nudny, monotnny i wyczerpujący sport. Teraz natomiast jest on częścią mojego życia, częścią, którą naprawdę lubię i która przynosi mi radość. Fajnie, że któregoś dnia zdecydowałam się zostać Au Pair in America. Dzięki temu między innymi odkryłam swoje nowe pasje!

poniedziałek, 1 września 2014

AMAZING TIME!

Ach! Cóż to był za fajny, długi weekend! Długi, gdyż dzisiaj, w poniedziałek mieliśmy Labor Day co oznaczało dla mnie dzień wolny od pracy. Trzy dni laby! Był to ciepły, słoneczny i piękny weekend pełen różnorodnych aktywności i mini-wypraw! Zaczęło się w sobotę kiedy, uwaga, uwaga! po raz pierwszy od przybycia do San Francisco (a było to ponad rok temu!) wybrałam się na spacer po Golden Gate Bridge :-D! Lepiej późno, niż wcale! Co prawda, niejednokrotnie przejeżdżałam przez ten słynny na całym świecie most, ale jakoś wcześniej nie udało mi się wybrać na spacer po nim. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Słoneczna pogoda (bez fogu!) pozwoliła podziwiać niesamowity widok na zatokę! Naprawdę kocham to miasto i mój american dream!

fot. źródła własne

fot. źródła własne

fot. źródła własne

W niedzielę znajomi zaprosili mnie na wspólny wyjazd na plażę znajdującą się poza San Francisco. Stinson Beach, bo o niej mowa, znajduje się w Marin County. Dojazd do plaży zajmuje 35 minut licząc od Golden Gate Bridge i przebiega prze Highway 1 co oznacza zapierające dech w piersiach widoki! Tym bardziej, że innymi pobliskimi atrakcjami, znajdującymi się w tamtejszej okolicy są Muir Woods National Monument (gdzie miałam okazję już być!), Muir Beach czy Mount Tamalpais. Wyjątkowe połączenie gór, lasów i oceanu daje niesamowite i niezapomniane krajobrazy, które jedynie utwierdzają człowieka w przekonaniu, że Bay Area jest fantastycznym miejscem do życia! 

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Stinson Beach jest ogromna! Oczywiście dojazd do niej w weekend stanowi nie lada wyzwanie z powodu ogromnego korku! Każdy chce dotrzeć na plażę! Tak samo jest z miejscem parkingowym, które ciężko jest znaleźć, ale nam, szczęściarzom udało się to w miarę szybko! No i leżakowanie jak zawsze samo w sobie jest fajną sprawą! ;-)

fot. źródła własne

fot. źródła własne

A dzisiaj moich dwóch kumpli zaprosiło mnie na hike po Purisima Creek Redwoods! Trzy godziny "łażenia" w tym 1,5 pod górę!! Chopaki chyba chcięli mnie wykończyć hahaha! Ale po Yosemite jestem już wprawiona więć tym razem byłam zwarta i gotowa na wyzwanie! I wszystko poszło sprawnie, a nasza wycieczka okazała się bardzo przyjemna i mile wyczerpująca.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

fot. źródła własne

Ogólnie humor mi dopisuje i jestem szczęśliwa! Bardzo się cieszę, że w SF wrzesień zazwyczaj jest cieplejszy niż zwyczajowe miesiące letnie. Takie nasze krótkie lato w San Fran. Ogólnie całym sercem to kocham to moje życie jako Au Pair in America!! ;-)