czwartek, 16 stycznia 2014

Z GÓRKI, POD GÓRKĘ, Z GÓRKI, POD GÓRKĘ...

Czasem się zastanawiam komu mam podziękować za to, że w tym roku ominęła (albo raczje omija!) mnie jesienno-zimowa depresja. Do San Francisco powróciło... lato! W tym tygodniu średnia temperatura to 20 stopni! To miasto mnie ratuje, jest moim wybawieniem, moim bohaterem! Bo nawet jak czasami jest mi smutno i źle, gdy dopada tęsknota czy chandra, to spacery w te ciepłe, słoneczne dni w tym cudownym mieście działają jak balsam, jak najlepsze lekarstwo ze wszystkich możliwych.

Widok z Coit Tower, fot. źródła własne

To chyba był mój najdłuższy spacer po San Fran bo trwał prawie 6 godzin! Wraz z koleżanką postanowiłam poodkrywać miasto i wybrać się do miejsc, w których jeszcze nie byłyśmy lub ulicami, którymi jeszcze nigdy nie chodziłyśmy. Wycieczkę zaczęłyśmy od Twin Peaks, w dół, w kierunku tętniącej życiem i kolorowej ulicy Castro. Dalej szłyśmy Market street - bardzo długą ulicą prowadzącą do downtown. Trochę z niej zboczyłyśmy, aby dotrzec do Union Square, gdzie zrobiłyśmy sobie przystanek na krótki odpoczynek. Z ławki obserwowałyśmy jak w pełnym słońcu ludzie śmigają na łyżwach...w końcu to środek zimy :D

Castro Street, fot. źródła własne

fot. źródła własne

Dalsza część spaceru doprowadziła nas do bardzo znanej ulicy Embarcadero na której, w centralnym punkcie znajduje się Ferry Building. Kolejnym przystankiem miała być Coit Tower, do której aby dotrzeć, musiałyśmy iść ciągle pod górę, gdyż wieża znajduje się na szczycie wzgórza w dzielnicy Telegraph Hill. Rozciąga się z niej nieziemski widok na całe miasto! Piękna sprawa! I jeśli mi ktoś nie wierzy, naprawdę, gdy jest smutno i źle (a każdego to czasem dopada) taki widok potrafi zdziałać cuda. We mnie, za każdym razem rodzi się ogromna wdzięczność za to, że mam szansę tu być, żyć, mieszkać. Serce rośnie gdy się patrzy na te piękności ;-) 

Widok z Coit Tower, fot. źródła własne

Muszę przyznać, że chodzenie to w górę, to w dół, i znowu pod górkę czy z górki  naprawdę jest męczące! Dlatego po odbyciu kolejnej przerwy udałyśmy się w kierunku najbardziej poskręcanej ulicy na świecie czyli Lombard Street! No i po tych wszystkich wspaniałościach postanowiłyśmy podjąć kolejne wyzwanie i wrócić do domu... spacerem! Było ciężko, ale dałyśmy radę z czego obie byłyśmy strasznie dumne :-D

Lombard Street, fot. źródła własne

Widok z Lombard Street, w tle Coit Tower, fot. źródła własne

Bycie Au Pair in America niesie za sobą naprawdę wiele korzyści! I po takim spacerze smutek i chandra minęły jak ręką odjął! Może była to też kwestia zmęczęnia bo po całym dniu 'łażenia' po prostu padłam :-P! Jednak warto było, dlatego zamierzam powtarzać takie wypady jak najczęściej!

4 komentarze:

  1. Uwielbiam czytać Twojego bloga. Chociaż jest to mój pierwszy komentarz, to czytam Cię regularnie.
    Ja w marcu zacznę całą procedurę aplikacyjną w APiA, a chcę wyjechać w sierpniu. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć odpowiednią rodzinę. Kiedy oglądam Twoje zdjęcia i czytam Twoje wpisy, marzę żeby trafić do tak pięknego miasta jak Twoje. Mam nadzieję, że mi się uda.
    Życzę Ci wielu udanych spacerów i podróży :-) Nie zapominaj tylko o swoich czytelnikach :-)
    Pozdrawiam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Asia za te miłe słowa!

    Powiem Ci, że wszystko jest możliwe! Ja chciałam wyjechać do Californii i teraz tutaj jestem! Więc mocno trzymam kciuki, aby i Tobie się udało wyjechać tam, gdzie chcesz!

    I taka mała rada: im szybciej zaczniej procedurę aplikacyjną, tym masz większe szanse na znalezienie 'fajniejszej' rodziny, gdyż masz więcej czasu na dokonanie wyboru i możesz skontaktować się z większą ilością rodzin. Dlatego nie wiem czy warto czekać do marca. Mimo wszystko formalności trwają zazwyczaj dość długo. Polecam to przemyśleć!

    Powodzenia! Pozdrawiam ciepło ze słonecznego dziś San Fran!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też czytam każdą Twoją notkę i tak samo jak poprzedniczka zamierzam wyjechać pod koniec lipca/początek sierpnia. Zabrałam się już za aplikację, ale wszystko jest podyktowane szkołą i tym, czy uda mi się obronić na czas :) jednak ciężko pracuję, a twoje opowieści są dodatkową motywacją.
    Powodzenia w San Fran! :)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Natalio :-)
    Ja akurat nie mam sprecyzowane, gdzie chciałabym wyjechać, żaden stan nie przyciąga mnie jakoś szczególnie, chociaż nie ukrywam, że mam pewne preferencje co do miejsca. Nie musi być w mieście, ale na pewno chciałabym mieszkać w pobliżu dużego miasta (wiadomo żeby było co robić w wolnym czasie) i aby nie jeździć 50 km do najbliższego sklepu ;-) A tak perfekcyjnie żeby było to miejsce blisko oceanu. Ot całe moje wymagania ;-)
    A tak naprawdę to liczy się najbardziej rodzina, z którą mam zamieszkać, w końcu to z nimi będę spędzać większość czasu. ;-) Także "perfect familie" jest dla mnie znacznie ważniejsza niż "perfect place" ;-)
    A jeśli chodzi o aplikację, to póki co nie mam czasu na zbieranie dokumentów, za niecałe 2 tygodnie zaczyna się sesja i chcę się całkowicie na niej skupić, aby później już o nic się nie martwić i zająć pisaniem pracy mgr, co bym wyrobiła się z obroną do lipca. ;-)
    Ale już mam rozeznanie co muszę załatwić, jakie dokumenty zebrać, także myślę, ze w marcu uda mi się od razu złożyć wszystkie dokumenty. Dodatkowo wymyśliłam sobie jeszcze zrobienie kursu dla wychowawców kolonijnych, a ten odbędzie się w drugiej połowie lutego w moim mieście - doszłam do wniosku, że taki certyfikat będzie dobrze wyglądał w aplikacji. ;-) plus muszę dorobić trochę godzin żeby dostać referencje za opiekę nad dziećmi w świetlicy socjoterapeutycznej. Dodatkowo dopiero na koniec lutego mam wizytę u mojego lekarza.
    Także na wszystko przyjdzie odpowiednia pora :-)
    Ewentualnie mogę wyjechać trochę później, mam czas do marca 2015, jak wiadomo muszę tylko zdążyć przed 27 urodzinami :-)
    Ależ się strasznie rozpisałam, mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam :-) Dziękuję za trzymanie kciuków i również pozdrawiam z mroźnej, oblodzonej Zielonej Góry :-)
    Asia

    OdpowiedzUsuń