sobota, 27 czerwca 2015

PODSUMOWANIE PROGRAMU CZĘŚĆ II

Mój wyjaz do USA na program Au Pair in America zaliczam do jednej z najlepszych decyzji w moim życiu. Przede wszystkim trafiłam na świetną rodzinę, dzięki której dwa lata spędzone w San Francisco minęły mi w bardzo przyjemnej i życzliwej atmosferze, bez większego stresu. Był to czas dla mnie. Czas, który w dużej mierze poświęciłam własnie sobie, na poznanie siebie i rozwój swojej osoby. I właśnie w tej notce chciałabym się skupić nad tym, co zmieniło się we mnie i w moim życiu.

pierwszy rok w programie, początki, fot. źródła własne

1. BIEGANIE - moja nowa pasja. A mówiąc szczerze, nie znosiłam biegać i uważałam zawsze, że to  bardzo nudny i nieciekawy sport. Jednak przyjeżdżająć do Stanów wiedziałam, że ostatnią rzeczą, której pragnę jest zyskanie dodatkowych kilogramów. Wiedziałam też, że nie chcę wydawać miliona dolarów na siłownię więc zainwestowałam w dobre buty i zaczęłam biegać. Początki były trudne. Zawsze takie są. Nie chciało mi się, nie lubiłam tego, byłam sceptycznie nastawiona. Ale w końcu ruszyło i się zakochałam. Jak dotychczas wzięłam udział w 3 zawodach i mam nadzieję, że wezmę w kolejnych. Bieganie nauczyło mnie bycia bardziej konsekwentną i wytrwałą. Nauczyło mnie, że jak tylko chcę, to mogę (szczerze, nigdy w życiu nie spodziewałam się, że przebiegnę pół maraton, a teraz wiem, że moim kolejnym wyzwaniem jest maraton!)

2. FOTOGRAFIA - odkąd sięgam pamięcią zawsze lubiłam pstrykać zdjęcia. Miałam nawet fajny aparat kompaktowy, ale marzyłam o lustrzance. I swoje marzenie spęłniłam tutaj. Kupiłam ją, a następnie zapisałam się na dwa kursy fotograficzne, które zostały 'zasponsorowane' przez program Au Pair in America. Teraz już wiem więcej, ale jeszcze długa droga przede mną, jesli chciałabym faktycznie skupić się na rozwijaniu tej mojej nowej pasji. Jednak pierwsze koty za płoty!

pierwszy rok w programie, początki, fot. źródła własne

3. ODWAGA. Myślę, że dzięki temu wyjazdowi stałam się odważniejsza. Ciągle jeszcze mam z tym kłopoty, ale małymi krokami wszystko zmierza w dobrym kierunku. Częściej podejmuję ryzyko, nawet gdy się boję. Staram się robić to, co podpowiada mi serce. Staram się go słuchać, po to, by później nie żałować, choć czasami naprawdę jest ciężko, gdyż umysł podpowiada coś innego i straszy, że nie wyjdzie. Ale wiem też, że najgorzej jest żałować rzeczy, które chciało się zrobić, a zabrakło nam na to odwagi. Ja nie chcę już w życiu żałować rzeczy. Chcę wiedzieć, że w danej sytuacji zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić. A jak nie wyszło, to trudno. W końcu wiem, że  przynajmniej próbowałam.

4. OTWARTOŚĆ NA ŚWIAT I DRUGIEGO CZŁOWIEKA - dzięki wyjazdowi stałam się bardziej otwarta. Na świat, na ludzi, na nową kulturę. Wyszłam do ludzi - bo musiałam. Tak, na początku musiałam, gdyż nie znałam tu nikogo, a chciałam mieć przyjaciół. I teraz wiem, że nawiązywanie nowych znajomości nie jest już dla mnie żadnym kłopotem. Tak samo jak robienie nowych rzeczy. Tak samo jak próbowanie nowych potraw. Jestem ciekawsza życia, jestem ciekawsza świata, jestem bardziej otwarta na nowe rzeczy, ludzi, sprawy, wyzwania. Także mniej konserwatywna w swoich poglądach (a nie ukrywam, że swego czasu byłam bardzo!)

drugi rok, fot. źródła własne

5. MEDYTACJA - tak, zaczęłam medytować. Ostatnimi czasy mam trochę zaległości w tym temacie, ale nadrobię. Jest to trudne, nie mówię, że nie, ale wiem, że gdy regularnie praktykowałam medytację, byłam bardziej wyciszona, zrelaksowana i moja cierpliwość też była większa. Więc wracam do niej, bo wiem, że warto!

6. PEWNOŚĆ SIEBIE - myślę, że stałam się pewniejsza siebie i tego, czego oczekuję od życia i na co się w nim godzę. Bo jak nie stać się pewniejszym siebie gdy wyrusza się samemu w świat? Na inny kontynent? Okoliczności poniekąd to wymuszają. Jest to dobra życiowa lekcja. Bo skoro wiesz, że musisz sobie poradzić, i z czasem widzisz, że sobie radzisz, mimo codziennych, małych przeciwności, to siłą rzeczy rośnie twoje poczucie własnej wartości i wiary we własne możliwości.

drugi rok, fot. źródła własne

Podczas ostatnich dwóch lat dostałam od swoich znajomych bliższych i dalszych mnóstwo wiadomości, że wyglądam na szczęśliwą. I muszę przyznać, że byłam i jestem szczęśliwa. Oczywiście nic samo nie przychodzi. Jest to dość ciężka, codzienna praca nad sobą. Aby zauważałać małe, dobre, codzienne rzeczy, aby cieszyć się z drobnostek, aby być wdzięcznym za to, co już się ma. Bo myślę, że my nie odceniamy tego, co mamy. A mamy tak wiele. Program Au Pair in America dał mi bardzo dużo, I każdej z Was, z całego serca go polecam.


1 komentarz:

  1. Szkoda , że kończysz program , szybko czas zleciał. Mam nadzieję że nie zamykasz bloga :P Ale tak jak piszesz ten program uczy to jest najważniejsze i do tego piękne wspomnienia na całe życie :) Mam nadzieję , że za niedługo tego doświadczę :) Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń