niedziela, 13 kwietnia 2014

HOLLYWOOD ZDOBYTY!

Jak ten czas szybko leci! Moje szalone wakacje skończyły się dokładnie tydzień temu! I w tym codzienny pośpiechu nawet nie znalazłam chwili aby opisać swój hollywoodzki sukces! Więc w czwartek wybrałam się do Los Angeles. I muszę to przyznać szczerze: wcale nie zakochałam się w tym mieście! A na pewno nie tak jak 10 miesięcy temu zakochałam się w San Francisco.

fot. źródła własne

fot. źródła własne

City of Angels jest ogromnie rozległe! Bez samochodu - ciężko się obejść! Co prawda istnieje transport publiczny, ale dotarcie z jednego miejsca do drugiego pochłania naprawdę sporo czasu. A wiem to, dlatego, że sama korzystałam z metra i autobusów. W piątek poświęciłam czas na zwiedzanie. Dotarłam do Hollywood, gdzie nie znalazłam gwiazd, a za to tłumy turystów! Udałam się także do downtown. Przyznam szczerze, że po całym dniu 'łażenia' byłam zmęczona, ale zadowolona ze swojej wycieczki.

fot. źródła własne

W sobotę pobudka o 4:30 z rana! Mój hollywoodzki bieg rozpoczynał się o 6! I muszę to powiedzieć głośno: jestem z siebie bardzo dumna! 10 kilometrów pokonałam w 53:42:3 minuty! Ten wynik dał mi 53 miejsce wśród kobiet (na 1638) oraz 172 miejsce w klasyfikacji generalnej (na 2357 osób)! Więc super wynik jak na mój pierwszy bieg w zorganizowanych zawodach! Cieszę się, że tak ładnie rozpoczęłam swoją karierę biegacza :-D A plany są takie, że w przyszłym roku mam zamiar wygrać! :-D

fot. źródła własne

Po sobotnim biegu, razem ze znajmoymi wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do słynnego hollywoodzkiego znaku. Pogoda nam dopisała! Było pięknie, słonecznie i polsko bo 3 dziewczyny, a wśród nich ja, były Polkiami :-) Bardzo fajnie jest zobaczyć te miejsca, które są znane i sławne, i które możemy oglądać na filmach. Człowiek czuje wtedy, że wszystko jest w zasięgu ręki! Nawet to, co z pozoru odległe i nieosiągalne.

fot. źródła własne

Niedzielę spędziliśmy na Venice Beach! I tu się trochę pozazdrościłam Los Angeles tej pięknej plaży i ciepłej pogody, która w San Francisco jednak tak często się nie zdarza. Upałów u nas raczej nie ma. A wylegiwanie się na plaży definitywnie ma swoje zalety więc uroczo leniwa niedziela okazała się miłym zakończeniem wycieczki do Los Angeles.

Do San Fran przyjechałam o 2 w nocy w poniedziałek. A już o 6:30 byłam na nogach powróciwszy do swojej codziennej roli Au Pair in America.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz